W tym roku Maria Sakkari rozegrała pięć spotkań z zawodniczkami z TOP 10 rankingu WTA, wszystkie przegrała. Z Jessicą Pegulą zmierzyła się w Adelajdzie, z Igą Świątek w Dosze, z Coco Gauff w Indian Wells i Miami, wreszcie z Qinwen Zheng - w Charleston. Nie ugrała w nich choćby jednego seta, a przecież w przeszłości potrafiła postawić się niemal każdej rywalce na świece. Włącznie z naszą mistrzynią z Raszyna, którą pokonała nawet w Paryżu, gdy Iga broniła tytułu. Wszystko w tenisowym życiu Marii Sakkari zmieniło się nieco ponad rok temu, gdy po kilku słabszych turniejach zdecydowała się rozstać ze swoim wieloletnim trenerem Tomem Hillem. Pracowali wspólnie przez sześć lat, Greczynka dostała się niemal na szczyt, w marcu 2022 roku awansowała na trzecią pozycję. I miała realną szansę, by to ona, a nie Iga, przejęła schedę po nagłej abdykacji Ashleigh Barty. Wyniki Sakkari szły jednak cały czas w dół, dziś jest na 82. miejscu w rankingu WTA, tak daleko była w 2017 roku. Próbowała pracować z innymi szkoleniowcami, poprawy jednak nie było. Aż wreszcie 10 dni temu greckie media podały informację, że Hill wrócił do sztabu Sakkari. Po nieudanych występach na mączce w Charlestone i Rouen. A w Madrycie 29-latka znów zaskakuje, tym razem już pozytywnie. WTA Madryt. Spora sensacja w starciu Jasmine Paolini z Marią Sakkari. "Do sześciu razy sztuka" dla tenisistki z Grecji Sakkari w pierwszej rundzie nie bez trudu pokonała Chinkę Xinyu Wang 6:4, 7:6, później uporała się z Magdą Linette - 7:6, 6:3. Prawdziwym wyznacznikiem jej obecnych możliwości miało być jednak starcie z Jasmine Paolini, Włoszka jest szósta w rankingu, wróciła do niezłej dyspozycji, czego dowodem był już półfinały w Miami i Stuttgarcie. Ona też zmieniła ostatnio trenera, w Hiszpanii zdążyła już rozbić Katie Boulter, "darując" rywalce bajgla w drugiej partii. Aż dziw, że dziś role się odwróciły. O ile Paolini Brytyjkę rozrzucała po korcie, korzystała z błędów rywalki, to dziś jednak - mimo podobnego wyniku - było więcej walki. Tylko o dziwo, tzw. "big points" padały głównie łupem Sakkari. W pierwszym secie były cztery zacięte gemy, grane na przewagi. Dwa wygrała Włoszka, dwa Greczynka. A pozostałe łatwo zapisała na swoim koncie Sakkari. Szósta rakieta świata miała sporo okazji, by objąć prowadzenie 2:1, później remisować 2:2. A zrobiło się 1:3, a po kolejnym breaku - nawet 1:4. Końcówka tej partii dla zawodniczki z Aten była już idealna - wygrała osiem ostatnich akcji, a seta 6:2. Chwilowa przerwa między setami niewiele jednak zmieniła w samym spotkaniu. Paolini została przełamana już na starcie drugiej partii. A gdy stało się to po raz drugi, na 4:1 dla Sakkari, już chyba miała świadomość tego, że będzie musiała pogratulować triumfu rywalce. Sakkari dobrze serwowała, wygrywała, co się rzadko zdarza, więcej piłek, procenowo, po drugim podaniu niż po pierwszym. I po 79 minutach zapisała niezwykle cenne zwycięstwo na swoim koncie. O ćwierćfinał Greczynka zagra teraz z Jeleną Rybakiną lub Eliną Switoliną.