Gina Feistel nie boi się wyzwań - to dość jasny wniosek z ostatnich występów tej 21-letniej tenisistki. Miesiąc temu zajmowała miejsce w siódmej setce rankingu WTA, męczyła się w niewielkich turniejach. Aż w końcu przyszedł przełom na Wyspach Kanaryjskich, wygrała zawody w Telde, nieco podskoczyła w światowym rankingu. Zaryzykowała, zgłosiła się do sporego turnieju ITF W100 w Wiesbaden, w którym występują nawet zawodniczki z zaplecza światowej czołówki, walczące o start w głównej drabince Wielkich Szlemów. I Polka wcale od nich nie odstawała. Świetny występ w Niemczech, równie dobry w Słowenii. Gina Feistel ma najlepszy moment w karierze W Niemczech fuksem załapała się do kwalifikacji, wycofało się z nich kilka rywalek, kilka innych oczekujących nie zamierzało czekać na tę szansę. A Feistel poczekała i dostała szansę, którą wykorzystała. Pokonałą Japonkę Hikemo Takatsume, nr 203 na liście WTA, to była ogromna sensacja. A później sprawiła dwie kolejne, by w końcu ulec Darji Semenistajej, Łotyszce z początku drugiej setki rankingu. Po dramatycznym boju, w którym Feistel była o dwie piłki od awansu. I podobne spotkania 21-letnia tenisistka Grunwaldu Poznań rozgrywała w Słowenii. Wygrała dwa spotkania, w czwartek zaczęła mecz z Amerykanką Vivian Wolff, która niedawno ograła Maję Chwalińską i Martynę Kubkę. Gdy mecz, z powodu deszczowej nawałnicy, przerwano, Polka prowadziła 6:4, 4:2, była o krok od awansu. Na kort musiała wrócić w piątek rano, w kwadrans uporała się z rywalkę, dokończyła dzieła. Wystarczyły dwa pewnie wygrane gemy przy swoim serwisie. Osiem zmarnowanych piłek setowych Giny Feistel, to się rzadko zdarza. Szkoda tej szansy A później 21-letnia dostała cztery godziny na odpoczynek przed kolejnym starciem z Holenderką Anouk Koevermans, które okazało się... blisko czterogodzinnym bojem o przetrwanie. Mecz był bowiem niesamowity, wyjątkowy nawet na skalę ITF. Feistel w pierwszym secie prowadziła już 5:1, miała idealne otwarcie meczu podane już na tacy. I zacięła się, choć to ona serwowała na 6:1. Ale gdy w kolejnym gemie prowadziła 40:0, wydawało się, że jednak postawi na swoim. Nic z tego, Holenderka się wybroniła, później wyszła jeszcze odbiła kolejnego break pointa. I następne dwa już przy stanie 5:6. Uratowała się, doprowadziła do tie-breaka. W nim zaś Polka miała siódmą i ósmą piłkę setową, przy tej ostatniej nawet serwowała. I... przegrała trzy kolejne punkty, zarazem i seta. Czasem ciężko jest podnieść się po takiej historii, Polce się udało. To ona dominowała w drugiej partii, cztery razy przełamała Holenderkę, odrobiła straty. O awansie rozstrzygnęła więc trzecia partia, a w niej Feistel udało się wyrównać na 3:3, by za chwilę przegrać własnego gema. I, niestety, był to ostatni break w meczu. Koevermans nie wypuściła już szansy z rąk, to ona po 225 minutach cieszyła się z awansu. Polce zaś pozostanie satysfakcja, że po kolejnym udanym turnieju znów awansuje w rankingu WTA - w okolice 488. pozycji. Wśród pięciuset najlepszych tenisistek świata nigdy jeszcze się nie znajdowała. Turniej ITF W50 w Otočec (korty ziemne). Ćwierćfinał Anouk Koevermans (Holandia) - Gina Feistel (Polska) 7:6 (8), 3:6, 6:4.