O takim miesiącu, jak ten obecny lipiec, Maja Chwalińska marzyła od swojego powrotu do gry wiosną zeszłego roku po półrocznej przerwie spowodowanej operacją kolana. Po to, by znaleźć się w miejscu, w którym już była - właśnie przed urazem. Triumf w turnieju ITF W75 w Montpellier, triumf w podobnych zawodach w Porto, a teraz awans do półfinału zawodów WTA 125 w Warszawie - to wszystko pozwoliło jej już awansować w rankingu live na 152. miejsce, ledwie trzy pozycje od jej rekordowego osiągnięcia. Nawet jeśli za trzy tygodnie straci punkty wywalczone rok temu w challengerze w Kozerkach, wciąż pozostanie wśród dwustu najlepszych zawodniczek świata. Mecz dwóch leworęcznych tenisistek. Maja Chwalińska jedyną Polką w ćwierćfinale singla w Warszawie W czwartek Chwalińska grała a kortach Legii o swój trzeci w karierze półfinał turnieju WTA 125. Dwa poprzednie przegrała: w sierpniu 2022 roku w Jassach z Panną Udvardy, w sierpniu zeszłego roku w Kozerkach z Greet Minnen. Teraz, aby znaleźć się w najlepszej czwórce, musiała pokonać rozstawioną z trójką Darję Semenistaję, wyżej notowaną w rankingu WTA. Tyle że bukmacherzy stawiali na Polkę, jej 12 zwycięstw z rzędu w lipcu zrobiło jednak spore wrażenie. I dziś Chwalińska też nie dała się zaskoczyć, choć był to mecz nietypowy. Dwóch zawodniczek leworęcznych, na dodatek dwóch takich, które specjalizują się w defensywie. Więcej było więc zagrań pod górę, często irytujących, ale Polka w miarę dobrze się w tym odnajdywała. Po serii przełamań zaczęły wygrywać swoje podania, Polka jednak jeszcze raz wywalczyła breaka, w najważniejszym momencie. W dwunastym gemie, po którym Łotyszka musiała się pogodzić z przegranym setem. Polka walczyła o swój trzeci półfinał WTA 125. I gdy prowadziła, nad Warszawą lunęło W drugiej partii, gdy Polka prowadziła 3:2, po pierwszej piłce szóstego gema nagle lunął deszcz. Chwalińska już wcześniej miała problemy zdrowotne, poprosiła o przerwę medyczną, a gdy mecz wznowiono - wróciła na kort z opatrunkami na udach. Zdołała od razu przełamać rywalkę na 4:2, brakowało jej dwóch gemów do awansu i nagle stanęła. Przegrała tego seta już gładko (4:6), sytuacja nie wyglądała za dobrze. Chwalińska w ostatnim czasie imponowała jednak wolą walki, w styczniu grała przecież finał w Porto do samego końca, mimo kontuzji. A tu jeszcze miała prawo być zmęczone, do Warszawy przyleciała prosto z Porto, gdzie zagrała pięć spotkań. A mimo to ona już do końca dyktowała warunki, pokonała Semenistaję w ostatniej partii 6:2. I awansowała do półfinału, w którym zmierzy się z młodziutką Australijką Mayą Joint. W rankingu 18-latka jest nieco wyżej, to ona dostała w stolicy piąty numer w drabince. Dwa miesiące temu wygrała też z Chwalińską w ćwierćfinale w Słowenii (6:1, 5:7, 6:1). Tyle że dziś Polka jest w dużo lepszej formie. I ma szansę na pierwszy finał turnieju tej rangi, o ile tylko zdrowie pozwoli.