"Nigdy się nie poddawaj" - mogłaby powiedzieć Katarzyna Kawa. Ma już 30 lat, brak jej spektakularnych sukcesów, ale mimo wielu przeciwności wciąż kontynuuje sportową karierę i stać ją na to, aby poprawiać życiowe wyniki. Sensacyjne zwycięstwo Polki. Pokonała wielkoszlemową półfinalistkę Finał w Jurmali i zwycięstwo w pierwszej rundzie Wimbledonu We wtorek pokonała w pierwszej rundzie turnieju w Monastyrze rozstawioną z "trójką" Martinę Trevisan (38. WTA). Dużo osiągnięcie, bo nigdy wcześniej nie wygrała z zawodniczką z top 50 rankingu WTA. Do tej pory w turniejach singlowych miała dwa wielkie znaczące wyniki. W ubiegłym roku przeszła kwalifikacje i pierwszą rundę Wimbledonu, w którym pokonała Kanadyjkę Rebekę Marino, by w drugiej rundzie ulec późniejszej finalistce Tunezyjce Ons Jabeur. Cztery lata temu pochodząca z Krynicy tenisistka wystąpiła w jedynym do tej pory finale WTA - w łotewskiej Jurmali. Przegrała w nim po bardzo zaciętym pojedynku z miejscową zawodniczką Anastasiją Sewastową 6:3, 5:7, 4:6. Na poziomie WTA 250, czyli właściwym zawodowym cyklu odniosła siedem zwycięstw: cztery w Jurmali, jedno w Gdyni i jedno w Chennai w Indiach. Kawa wygrywała od czasu do czasu mecze w uważanym za odpowiednik męskich challengerów, czyli w turniejach drugiej kategorii WTA 125 (ostatnio był półfinał w Parmie) i sporo w ITF-ach (tenisowa trzecia liga). Ale te drobne sukcesy nie dawały jej znaczącego awansu w rankingu. Najwyżej w notowaniach WTA - na 112. miejscu - była w lutym 2020 roku, kiedy wliczały się do statystyk osiągnięcia z Jurmali i Gdyni. Cały czas pod górkę Mimo tej ciężkiej drogi, gry na drugim i trzecim tenisowym poziomie, wielu osobistych perypetii Kawa nigdy się nie załamywała i cieszyła się tym, co robiła na korcie. Nie miała łatwo, bo pochodzi z miejscowości leżącej na tenisowej pustyni. Krynica-Zdrój nie gwarantuje nawet dzieciom żadnego znaczącego rozwoju tenisowego. Reprezentantka Polski musiała więc jeździć na treningi do Nowego Sącza albo Krakowa, gdzie były dużo lepsze warunki do treningu, trenerzy i sparingpartnerzy bądź sparingpartnerki. Taką możliwość zawdzięcza swojemu wujkowi, którego stać było na sfinansowanie jej treningów w Krakowie. Ale nawet ta pomoc i nowe warunki do treningu nie gwarantowały sukcesów i postępów. Trzeba było szukać nowych rozwiązań i pomysłów. Pieniędzy nadal nie było dużo, związkowej pomocy w pewnym momencie - wcale, a potrzeby rosły. Trzeba było grać w turniejach międzynarodowych juniorskich, a potem w zawodach traktowanych jako wstęp do zawodowej kariery, czyli w ITF-ach. Kawa znów wyjechała. Najpierw do Łodzi, gdzie trenowała z Piotrem Żurawieckim, a potem do Poznania, gdzie pomocy udzielił jej AZS (ten sam klub, który pomógł również Magdzie Linette). Magda Linette przegrywa już w pierwszej rundzie Jesień Katarzyny Kawy Cały czas ledwie wiązała koniec z końcem, a gdy przyszła kontuzja w 2017 roku wydawało się, że koniec kariery jest bliski. 25-letnia tenisistka nie załamała się, z ostatnich oszczędności sfinansowała operację barku i wznowiła grę. Dwa lata później grała najlepiej w karierze, był finał w Jurmali, a rok później pierwszy awans do turnieju głównego Wielkiego Szlema - US Open (porażka z Ons Jabeur). Od tej pory nie było spektakularnych sukcesów w singlu, choć od czasu do czasu pojawiały się dobre wyniki w deblu - w tym finał WTA 250 Warsaw Open w parze z Alicją Rosolską w ubiegłym sezonie. W tym roku od pewnego czasu Kawa znów pokazuje, że w jej grze nastąpiła wyraźna poprawa. W przedsionku zawodowego tenisa, czyli w turniejach WTA 125 już nie dreptała, ale wyważała drzwi, aby pójść dalej. Od początku września na 11 meczów wygrała osiem, pokonując m.in. finalistkę Roland Garrosa z 2012 roku Sarę Errani, Słowaczkę Annę Karolinę Schmiedlovą (wówczas 58. WTA), czy teraz Martinę Trevisan. Kolejne dobre rezultaty mogą oznaczać powrót do Top 200 WTA, a w tej chwili już gwarantują udział w eliminacjach przyszłorocznego Australian Open. Olgierd Kwiatkowski