Zajmujący 61. miejsce w światowym rankingu Janowicz znacznie przewyższa sklasyfikowanego o 60 pozycji niżej Gombosa doświadczeniem. Będący jego rówieśnikiem Słowak, który wciąż czeka na pierwsze zwycięstwo w głównej drabince turnieju ATP, a przeważnie startuje w imprezach niższej rangi - challengerach, sprawił łodzianinowi sporo kłopotów. To właśnie reprezentant ekipy gości jako pierwszy miał - w czwartym gemie - okazję na przełamanie. Pomógł mu w tym rywal, który gromadził na koncie podwójne błędy. W kluczowym momencie zadziałało u niego jednak podanie. W drugiej części tej odsłony zawodnicy licytowali się na potężne serwisy, szybko wygrywając swoje gemy. Tie-break ułożył się już po myśli uważniej grającego Polaka. Słowak z kolei zaczął się w tym momencie mylić. W drugiej partii Janowicz szybko wypracował znaczącą przewagę - 3:0. W dalszej części zmagań obaj tenisiści nie wykorzystali okazji na przełamanie. W piątym gemie Słowak zmarnował dwie takie szanse, a Polak trzy. Co prawda łodzianin w końcówce nie utrzymał podania, ale od razu zrewanżował się "breakiem" przeciwnikowi i tym samym zakończył seta. W kolejnej odsłonie początkowo można było zaobserwować pewną tendencję - reprezentant gospodarzy oddawał przy własnym podaniu przeciwnikowi co najwyżej punkt. Słowak z kolei doprowadzał do wyrównania z wielkim trudem. Po Janowiczu widać było czasem złość - wydaje się, że przeszkadzało mu oświetlenie, irytował go też hałas panujący w sekcji przeznaczonej dla VIP-ów oraz niektóre - jego zdaniem błędne - decyzję sędziego. Po efektownych akcjach Polak był wyraźnie zmobilizowany i patrzył w stronę kolegów z reprezentacji oraz sztabu szkoleniowego. Wydawało się, że po przełamaniu w ósmym gemie (5:3) po chwili przypieczętuje zwycięstwo w całym meczu, ale Gombos odpowiedział tym samym, a po chwili odrobił straty. Słowak przycisnął i w zaciętym 11. gemie Janowicz musiał bronić się przed przełamaniem. W kolejnym nie wykorzystał trzech piłek meczowych. Drugi w tym spotkaniu tie-break zaczął się dobrze dla Polaka - 3-1. Gombos jednak nie odpuszczał i trwała emocjonująca walka (3-3, 5-5). Końcówka należała jednak do Słowaka, który w ostatniej akcji bardzo efektownie odpowiedział forhendowym minięciem na wolej łodzianina. Ten z niedowierzaniem tylko spojrzał na kapitana Polaków Radosława Szymanika. Taki rozwój wypadków tylko zmotywował Janowicza, który w ostatnim secie kontrolował już przebieg wydarzeń na korcie. Często wykorzystywał swój główny atut w postaci serwisu. W całym meczu posłał 22 asy, Słowak zanotował ich dziewięć. Polak miał też znacznie więcej uderzeń wygrywających - 84, przy 41 rywala. Popełnił też więcej niewymuszonych błędów - 41, czyli o 13 więcej od Gombosa. Ich pierwsza w karierze konfrontacja trwała trzy godziny i 37 minut. We wcześniejszym piątkowym spotkaniu Michał Przysiężny uległ Martinowi Klizanowi 4:6, 4:6, 4:6. Skład "Biało-czerwonych" uzupełniają przeznaczeni do sobotniego debla Łukasz Kubot i Marcin Matkowski, a w drużynie słowackiej są jeszcze Andrej Martin i Igor Zelenay. Wcześniej zespoły te zmierzyły się w Pucharze Davisa raz. W 1996 roku w trzeciej, decydującej rundzie Grupy II Strefy Euro-afrykańskiej Polacy przegrali w Trnawie 1:4. Zwycięzca weekendowego barażu wystąpi w przyszłym roku w liczącej 16 zespołów elicie, a przegrani ponownie rywalizować będą w Grupie I Strefy Euro-afrykańskiej. W sobotę rozegrany zostanie pojedynek deblowy. Na niedzielę zaplanowane są dwa kolejne spotkania singlowe. Polacy już raz wystąpili w barażu o Grupę Światową - dwa lata temu w Warszawie. Wówczas ulegli faworyzowanym Australijczykom 1:4. Drużyna gości poprzednio w elicie wystąpiła dziewięć lat temu, a rok wcześniej dotarła do finału rozgrywek. Wynik: Polska - Słowacja 1:1 Michał Przysiężny - Martin Klizan 4:6, 4:6, 4:6 Jerzy Janowicz - Norbert Gombos 7:6 (7-1), 6:4, 6:7 (5-7), 6:2 Po pierwszym dniu powiedzieli: Janowicz: - Mecz stał na bardzo wysokim poziomie. Nie spodziewałem się takiej gry po Gombosie. Ranking absolutnie nie odzwierciedla jego poziomu. Grał bardzo płasko, agresywnie. Ciężko mi było dostosować się do takiego stylu. Przy takiej nawierzchnio piłka ma niski kozioł i trudno było przejmować inicjatywę. Norbert przez większość czasu serwował bardzo dobrze. Ciężko było znaleźć odpowiedni moment do przełamania. Postawił bardzo ciężkie warunki. Sam musiałem własną pracą, orką zdobywać punkty. W czwartym secie rywala zaczęło zjadać zmęczenie i to wykorzystałem. - Prowadzenie 5:3 w trzecim secie to jeszcze nie koniec meczu. Rywal bardzo dobrze returnował. Zaliczył uderzenie życia przy piłce setowej. Najważniejsze to wyjść z kryzysu w takim spotkaniu, bo przy trzech i pół godzinie gdy każdy musi mieć kryzys. O takim zagraniu, jakie udało się Słowakowi w ostatniej akcji trzeciej partii nie myśli się długo. Jest szok, 10 sekund podziwu i tyle. Taka jedna piłka nie wygrywa meczu. - Nie wydaje mi się, żeby tie-break pierwszego seta był kluczowy. Nie miało to większego znaczenia. Nawet gdybym tego seta przegrał, to starałbym się wciąż grać swój najlepszy tenis. Maszyny, z których korzysta się przy challenge'u nie działają zawsze doskonale. Czasem reagują na inne bodźce niż dotyk piłki. - Fizycznie jestem bardzo dobrze przygotowany. Byłem gotowy na pięć setów. Czekam na niedzielę. Bandaż na kolanie to efekt podkręcenia kolanie, co przydarzyło mi się w Stanach Zjednoczonych. Martin Klizan liczył, że po trzech spotkaniach będzie 3:0 dla Słowaków? Przykro mi, że pokrzyżowałem jego plany. Lubię grać z leworęcznymi tenisistami, takimi jak Martin. Z reguły strona mentalna jest na takim poziomie jak tenis. U mnie to idzie w parze. Mam nowe rakiety, gra mi się nimi fajnie. Gombos: - Janowicz to świetnie serwujący zawodnik. W ważnych momentach dobrze to wykorzystywał i radził sobie w tym elemencie lepiej ode mnie. Szkoda tie-breaka w pierwszym secie. Ja też miałem dobre podanie, ale niestety na początku czwartego seta pozwoliłem rywalowi na +breaki+. Walczyłem dużo, bo wiedziałem, że każda piłka się liczy i stąd udało mi się niewiarygodne zagranie w trzecim secie.