Fakt, że Magda Linette rozgrywała w kolejności dopiero czwarty mecz dnia na tym otwartym i kameralnym obiekcie spowodował, że od początku szykowała się perspektywa długiego oczekiwania na pojedynek naszej reprezentantki. Dla polskich kibiców było to uciążliwe tym bardziej, że Iga Świątek na ocenę bardzo dobrą wykonała swoją robotę około 13:30. Trzeba było zatem tak zaplanować kolejnych kilka godzin, by cały czas być w zasięgu, wszak dokładna godzina rozpoczęcia była uzależniona od przebiegu poprzednich spotkań. Magda Linette grała niemal do godz. 22. Kibice nie zawiedli Linette od początku meczu mogła czuć się tak, jakby grała przed polską publicznością. Wprawdzie kibiców Tauson (22. WTA) także nie brakowało, ale obiektywnie rzecz ujmując to nasi rodacy goręcej dopingowali swoją faworytkę. "Let's go Magda, let's go" - niosło się zwłaszcza w trudniejszych momentach, podobnie jak skandowane imię 32. tenisistki świata. Fani cieszyli się, że mieli ją właściwie na wyciągnięcie ręki, bo dwie niskie trybuny, po obu stronach na całej długości kortu, dają poczucie, że jest się z zawodnikiem niemal na korcie. Nie wszystko jednak, w takich warunkach, wyłącznie dodaje wiatru w żagle. Przeciwnie, obie zawodniczki parokrotnie były wybijane z koncentracji, zwłaszcza na polu serwisowym. Najpierw przeszkadzał tenisistkom rumor z sąsiedniego kortu, a później cały czas niosły się okrzyki oraz muzyczne dźwięki, które dobiegały z Philippe'a Chatriera. To nie wszystko, wszak kort numer 4, na którym toczył się mecz Polki z Dunką, zlokalizowany jest u wylotu tenisowego miasteczka, przy deptaku z drogą wejścia i wyjścia. Przez to także, z różną częstotliwością, dobiegał hałas spacerujących ludzi. Powrót Linette z 4:6, 2:4 w meczu z finalistką WTA 1000. 127 minut gry o przełomowy triumf Linette po dwóch pierwszych setach, w których toczyła wyrównany bój, a po straconym podaniu była w stanie ekspresowo odrobić straty powrotnym przełamaniem, raptem przestała być równorzędną rywalką w trzeciej odsłonie. O ile wcześniej w kilku momentach korzystała z coachingu swojej trenerki, Agnieszki Radwańskiej, o tyle w tym krótkim secie wyglądało tak, że sama próbuje szukać sposobu na pozostanie w tym spotkaniu. Niestety kompletnie nieskutecznie. Kilkuletni Ignacy zmienił bieg zdarzeń. Linette rozpromieniała Po ostatniej piłce Linette z impetem uderzyła rakietą o nawierzchnię kortu, a gdy podeszła do swojej ławeczki, z nieskrywaną złością wrzucała do torby po kolei wszystko, co wpadło jej w ręce. Zaczęła od meczowego sprzętu, który dosłownie "wbijała" do bagażu. Smutek aż kipiał z jej twarzy, ale nagle wszystko zmieniło jedno słowo, wypowiedziane z widowni przez kilkuletniego chłopca, który na słuchawkach wyciszających miał napisane imię "Ignacy". Poza krótką przerwą, chłopczyk śledził przy rodzicach praktycznie cały mecz Polki, a w tym konkretnym momencie zawołał "Magda". Linette w sekundzie podniosła głowę, wzrokiem zlokalizowała małoletniego fana, odwdzięczyła się serdecznym uśmiechem, a za moment podeszła i złożyła autograf. Mimo wielkiego rozgoryczenia, nie odmówiła także wielu innym polskim kibicom, którzy prosili o podpisy i pamiątkowe zdjęcia. Fani wyraźnie doceniali, że w przykrym dla siebie momencie sportsmenka w taki sposób okazała im podziękowanie za wsparcie, jakie niestrudzenie wyrażali przez ponad dwie godziny. - Jest to dla mnie niesamowite, bo Polacy ponieśli mnie w drugim secie i za to jestem im bardzo wdzięczna. Nasi kibice zawsze podnoszą na duchu, a zachowanie z końcówki było bardzo, bardzo miłe. Było mi ogromnie przykro, że nie udało mi się odnieść zwycięstwa, a tu takie miłe zachowanie - dziękowała Linette. Artur Gac, Paryż