Partner merytoryczny: Eleven Sports

Polska gwiazda bez tajemnic. Zdradza, co najchętniej robiła w wiosce olimpijskiej. "Atakowałam wszystkich"

Były igrzyska w Rio de Janeiro i w Tokio. Teraz w przypadku Magdy Linette czas na Paryż, gdzie po raz trzeci weźmie udział w imprezie, która ma dla niej zupełnie szczególny wymiar. I to dalece wykraczający poza sport, o czym poznanianka bardzo obszernie mówiła zgromadzonym dziennikarzom. Pobić niezwykły wyczyn Huberta Hurkacza będzie jej trudno, ale sportowcy w wiosce olimpijskiej niech wiedzą, że w tym szczególnym miejscu za kilka tygodni znów pojawi się 32-latka.

Magda Linette przyznała się, jakiej aktywności oddaje się w wiosce olimpijskiej
Magda Linette przyznała się, jakiej aktywności oddaje się w wiosce olimpijskiej/FOTO OLIMPIK/NurPhoto/NurPhoto via AFP/AFP

Nieoficjalna informacja z wczoraj zamieszczona przez Interię, zgodnie z przewidywaniami dzisiaj ujrzała światło dzienne. Magda Linette formalnie dowiedziała się, że już nie tylko wyłącznie w singlowej rozgrywce weźmie udział w najważniejsze imprezie czterolecia, która 26 lipca rozpocznie się w Paryżu.

Magda Linette: Jestem naczelną osobą, która zawsze wszystkich atakuje

Nasza druga najlepsza singlistka, która wczoraj została wyrzucona za burtę Wimbledonu przez Elinę Switolinę, wystąpi w stolicy Francji dodatkowo w deblu. Tworząc parę z jeszcze bardziej doświadczoną Alicją Rosolską, dla której będzie to już czwarty olimpijski start. 38-letnia tenisistka ze stolicy na prestiżowej imprezie debiutowała w Pekinie w 2008 roku.

Uzasadniając swoją decyzję o pozytywnej odpowiedzi na propozycję Rosolskiej, dała do zrozumienia, że ma dług wdzięczności wobec tej zawodniczki. Powiedziała wprost, że nawet gdyby to dla niej nie była najbardziej komfortowa sytuacja, "dla Ali zawsze będzie dostępna".

Linette mocno otworzyła się, gdy podczas rozmowy z grupą polskich dziennikarzy wywołany został ten temat. Do tego stopnia, iż opowiedziała, co bardzo mocno zajmuje ją w wiosce olimpijskiej.

- Każdy dla żartu mówił sobie, że dla mnie to jedno z większych wydarzeń, bo ja tam biegam i totalnie zaaferowana wymieniam się pinami (czyli oryginalnymi, niewielkimi narodowymi przypinkami - przyp. AG) z każdym. Jestem jakby naczelną osobą, która zawsze wszystkich atakuje. Więc nie mogę się doczekać. Dla mnie bycie w wiosce olimpijskiej jest czymś fantastycznym i niesamowitym doświadczeniem - radowała się 32-letnia poznanianka.

Krzysztof Rawa po porażce polskich tenisistek: Trzeba łapać swoje szanse. WIDEO/Polsat Sport/Polsat Sport

Okazuje się, że dla Linette wcale nie liczy się to, by na swojej drodze, podczas tego biegu "za pinami", spotkać sportowca największego formatu. W zasadzie nawet nie próbowała wymienić nazwiska takiego gwiazdora, z którym chciałaby doprowadzić do wymiany. Założenia tego czelendżu są inne.

- Szczerze to jest gra o to, kto może dostać najbardziej unikatowego pina (śmiech). Bardziej w tę stronę. Hubert (Hurkacz - przyp.) przebił wszystkich, bo miał chyba kogoś z Vanuatu (malutkie państwo w Oceanii - przyp. AG), a stamtąd były tylko dwie osoby. Tak że tutaj jest bardzo zacięta walka

~ śmiała się nasza reprezentantka.

To ciekawe o tyle, że z jednej strony Linette zdaje sobie sprawę, że wielość bodźców w wiosce olimpijskie, uzupełniona o tą pogoń za przypinkami, być może jej nie służy. Z drugiej strony daje do zrozumienia, o co także chodzi przy okazji tej imprezy, o występie na której nieustannie marzy wielu sportowców.

Atrakcja, która nie działa na korzyść Linette? "Być może dlatego nie szło mi najlepiej"

- Być może, ale to część igrzysk, prawda? Inni zawodnicy mają takie same warunki. Ja postaram się być razem z innymi i po prostu biorę to jako kolejne, fantastyczne doświadczenie, by być z innymi zawodnikami. Zazwyczaj jestem w hotelu ze swoim teamem, a tam mamy coś innego. Dla mnie jest to bardzo fajne, zawsze z chęcią tam jestem i z chęcią to przeżywam. Myślę, że każdy podchodzi do tego inaczej. Niektóre osoby wolą mieć spokój, ciszę i skupiają się na innych rzeczach, a ja jestem cała zaaferowana. Być może dlatego dotychczas nie szło mi najlepiej, ale też miałam dość trudne drabinki, trafiając w pierwszej rundzie na Arynę Sabalenkę, a także będącą wtedy dość trudną rywalką Anastasiję Pawluczenkową - rozłożyła na czynniki pierwsze Linette.

Jest w niej także wiara, że doświadczenie zebrane od Rio de Janeiro w 2016 roku pomoże jej, aby tym razem wywieźć równie udane wspomnienia z igrzysk również pod względem sportowym.

- Mam doświadczenie, myślę że tym razem uda mi się je wykorzystać, dzięki czemu będąc w wiosce będę w stanie być skupiona i przygotowana. Dla mnie przestawianie się po trawie na ziemię to duża trudność. Dlatego po drodze chcę startować w Pradze, żeby móc się tam trochę przetrzeć przed bardzo ważnymi igrzyskami - zaznaczyła.

Optymizmem napawa fakt, że 32-latka niedawno wreszcie wykaraskała się z największych kłopotów zdrowotnych. Mimo iż gorzko stwierdziła, wszak dla sportowców czas biegnie jeszcze szybciej "starzeję się, co mam powiedzieć...", to jednak w końcu może odetchnąć z lekką ulgą.

- Obecnie mam naprawdę fajne wsparcie. Po Australii udało mi się odnaleźć drogę, więc jest bardzo pozytywnie. Nie jest łatwo, bo ciało nie regeneruje się teraz tak, jak kiedyś, ale jest bardzo pozytywnie i idzie to w dobrym kierunku. W końcu, po 16 miesiącach! - Linette wzięła głębszy oddech.

Artur Gac, Wimbledon

Magda Linette/AFP
Magda Linette/AFP
Magda Linette/ROB PRANGE / Spain DPPI / DPPI via AFP/AFP
Magda Linette/
INTERIA.PL

Zobacz także

Sportowym okiem