Chodzi o turnieje organizowane w Polsce, w tym chociażby lipcowy turniej WTA 250 w Warszawie. Nie tylko zresztą o niego, bo w Polsce odbędzie się latem kilka innych turniejów tenisowych, chociażby challenger Poznań Open. I w każdym z nich mogą wystąpić reprezentanci Rosji i Białorusi. Światowy tenis pod egidą WTA i ATP nie wykluczył zawodników rosyjskich i białoruskich z rywalizacji. Cały czas biorą oni udział w rywalizacji i chociażby Iga Świątek w niedawnej imprezie w Stuttgarcie pokonała w półfinale i finale dwie takie zawodniczki - Ludmiłę Samsonową i Arynę Sabalenkę. Pierwsza to Rosjanka, druga - Białorusinka, ale żadna z nich nie występowała w Niemczech pod swoją flagą narodową. Także w zestawieniu rankingowym WTA i ATP znajdziemy tenisistów z Rosji i Białorusi klasyfikowanych z imienia i nazwiska, ale bez przynależności państwowej. Organizacje tenisowe uznają, że to wystarcza i zawodnicy z Rosji i Białorusi mogą występować na podobnych zasadach, na jakich Rosja wystawiała swych sportowców po aferach dopingowych. I rosyjscy oraz białoruscy zawodnicy są nadal przydzielani do turniejów. Kiedy więc te odbędą się w Polsce, może się okazać, że bojkot rosyjskich i białoruskich sportowców będzie musiał się w naszym kraju skończyć. Organizatorzy imprez WTA i ATP nie mają bowiem wpływu na listy zawodników zatwierdzonych do rozgrywek - ta przychodzi z góry, a organizator ma prawo jedynie operować tzw. dzikimi kartami. Mamy więc do czynienia z sytuacją, gdy Polska oficjalnie bojkotuje sportowców Rosji i Białorusi, ale i tak będzie musiała wpuścić ich na swoje korty i pozwolić grać, o ile chce organizować duże turnieje tenisowe. Wimbledon sam wykluczył Rosjan Na to, aby samodzielnie wykluczyć Rosjan i Białorusinów trzeba mieć bowiem siłę przebicia Wimbledonu, którego organizatorzy zdecydowali się na taki krok. Wywołało to zresztą wielką burzę. Ukraińska zawodniczka Elena Switolina skomentowała, że nie chodzi w tym wszystkim o odcięcie Rosjan i Białorusinów od rywalizacji, ale o to, by się określili, po której stoją stronie - popierają wojnę i agresję czy nie. CZYTAJ TAKŻE: Rosjanie protestują przeciwko decyzji organizatorów Wimbledonu W wypadku tenisistów część zawodników najpierw wypowiadało się przeciw wojnie, by potem jednak powielać kremlowską propagandę - o to oskarżono chociażby Andrieja Rublowa, o którym ukraiński rywal Ołeksandr Dołgopołow powiedział, że jeżeli ma mówić rzeczy rodem z Kremla, to lepiej niech nie mówi nic. Obecnie w pierwszej pięćdziesiątce rankingu kobiet WTA mamy aż osiem zawodniczek "bez flagi" czyli z Rosji i Białorusi - to Aryna Sabalenka (nr 4), Anastazja Pawliuczenkowa (15.), Wiktoria Azeranka (17.), Daria Kasatkina (23.), Weronika Kudermietowa (25.), Ludmiła Samsonowa (27.), Jekaterina Aleksandrowa (45.) o Aliaksandra Sasnowicz (50.). Wśród mężczyzn nr 2 na świecie jest Daniłł Miedwiediew, a w pierwszej pięćdziesiątce są jeszcze: Andriej Rublow, Karen Chaczanow, Aslan Karatsiew i Ilja Iwaszka.