- Zgadza się, wszyscy jesteśmy smutni - zgodzili się mężczyźni z Katowic, gdy spotkaliśmy się tuż po niedzielnym meczu Kamila Majchrzaka, który rozpoczął polskie podboje drabinki głównej French Open. Niestety, jak szybko drugi nasz najlepszy singlista zaczął, tak prędko skończył. Nie pomógł niosący się z trybun żywiołowy doping, a w grupie rodaków prym wiedli między innymi moi dwaj rozmówcy. "Biało-czerwoni" wiodą prym na trybunach. Przygoda życia i koszty - Kamil dał z siebie pewnie wszystko. Zabrakło chyba trochę tenisowej jakości. Cech wolicjonalnych pewnie nie, bo powalczył w trzecim secie - rozpoczął Adam. - Widać było różnicę na forhendzie, też trochę na serwisie. Ale ambicją w trzecim secie Kamil doprowadził do tie-breaka. Szkoda piłki setowej, tam był drugi serwis, lecz Serb zaryzykował i trafił w linię, po czym zrobiło się 40:40. Doprowadził do tie-breaka, w którym był troszkę lepszy. Gdyby nie ta jedna piłka, mógł być czwarty set - wtórował mu Maciej. Danielle Collins znów w natarciu. Padło "Iga Świątek" i się zaczęło. "Naprawdę żałosne" Obaj zgodnie przyznali, że Hamad Medjedović był po prostu lepszy w końcówkach, w nich odskakiwał naciskającemu go Polakowi. Majchrzak odbudowuje karierę po potężnym zakręcie, w jaki na długie miesiące wpędziła go sprawa dopingowa, gdy dowodził swojej niewinności. Mężczyźni nabyli bilety na turniej w drodze losowania. Jak wyglądał sam proces? Zaznaczyli, że był on dosyć długi. - Pod koniec stycznia można było się zapisać, a wyniki przyszły dopiero na początku marca, więc trzeba było trochę poczekać. Później, jak już dostaliśmy informację, że nas wylosowali, była to kwestia tylko kilku dni, jak otrzymaliśmy możliwość kupowania biletów - opowiadają. Organizatorzy wprowadzili pewne ograniczenia i restrykcje, po to, aby zapewnić rotację kibiców zwłaszcza na tych najważniejszych obiektach. - Mogliśmy kupić bilety na dany kort maksymalnie na dwa dni. Nie można było, na przykład, wykupić pięciu dni wyłącznie na Philippe'a Chatriera - zaznaczyli. Wielki ból Polki w Paryżu. Po tym, co się stało, padły bardzo gorzkie słowa Na turniej Rolanda Garrosa obaj przyjechali po raz pierwszy. Podobnie jak do stolicy Francji, przecierając szlaki w Paryżu. Przylecieli w piątek rano, zaś w sobotę jeszcze udało im się być na finale piłkarskiego Pucharu Francji. - A od teraz koncentrujemy się już tylko na wydarzeniach na kortach. Będziemy oglądać mecze codziennie do piątku włącznie, do Katowic wracamy w sobotę - dodali. Z pola namiotowego do hotelu. Porównanie Londynu do Paryża Ciekaw byłem, jaki budżet musieli zgromadzić mężczyźni, aby spędzić sześć dni meczowych w Paryżu, a także ponieść inne wydatki związane z pobytem nad Sekwaną. Z mężczyznami spotkałem się już podczas Wimbledonu, gdy opowiadali o całej operacji z londyńskiej perspektywy. Tym ciekawszej, że wówczas ich baza noclegowa była jeszcze większą przygodą, choć na pewno dużo mniej komfortową, czego sami nie ukrywają. - Na pewno teraz zaleta jest taka, że śpimy w komfortowych warunkach w porównaniu do tego, co było w Londynie. Tam jednak spędzaliśmy noce w namiotach, bez większych sanitariatów. A tutaj możemy się wyspać, bo nie trzeba zrywać się o godz. 5 rano, a właśnie o tej porze była pobudka. W tym względzie są tutaj lepsze warunki, natomiast trochę trudniej było się dostać, bo na starcie potrzebne jest szczęście w losowaniu. Z kolei tam obowiązywała taka reguła, że meldujesz się na polu namiotowym i, jeśli śpisz w namiocie, masz gwarancję dostania biletu - opowiadają katowiczanie. Ponure wyznanie polskiego tenisisty. "Mam traumę, jestem innym człowiekiem" Od razu przedstawili swój plan na kolejne mecze, który sukcesywnie realizowali. Wczoraj najpierw dopingowali Igę Świątek, a wieczorem wiedli prym na meczu Magdy Linette, raz po raz intonując doping i podrywając liczną grupę polskich fanów do wznoszenia okrzyków. Z kolei na dziś nastawili się, że będą przede wszystkim zdzierać gardła podczas trudnego pojedynku Huberta Hurkacza. - Szykuje się wielki mecz z Joao Fonsecą - orzekli bez żadnych wątpliwości. A swoje pierwsze wrażenia z Rolanda Garrosa skwitowali następująco: - Obraz z widowni na korty wydaje się być bardzo podobny, jak na Wimbledonie. Do tego jest dużo ludzi, co generuje wiele emocji. Bardzo cieszymy się na tę całą przygodę! Artur Gac, Paryż