Radwańska i Janowicz dotarli do półfinału wielkoszlemowego turnieju, a Kubot - po porażce z rodakiem - odpadł w ćwierćfinale. - To były dla nas niezapomniane chwile, bo każdy z nas marzył w młodości tylko o występie na Wimbledonie. Moje osiągnięcie jest mniejsze niż półfinały Agnieszki i Jurka, ale mam nadzieję, że dzięki nim polscy kibice przeżyją jeszcze wiele pięknych chwil - zaznaczył najstarszy z całej trójki Kubot. Dzięki temu sukcesowi awansował w rankingu ATP ze 130. na 62. pozycję. - To przynajmniej o rok przedłużyło moją karierę singlową. Wskoczyłem do setki, a to oznacza, że nie będę musiał grać w eliminacjach do największych turniejów, w tym wielkoszlemowych. Gdyby tak się nie stało, musiałbym się skupić raczej na grze deblowej, poszukać partnera na stałe i z nim walczyć o najwyższe cele - powiedział 31-letni zawodnik. Jak przyznał, nigdy nawet nie marzył o tym, że kiedyś znajdzie się w słynnym Club Eight, czyli wśród tenisistów, którzy dotarli do ćwierćfinału Wimbledonu. - Każdy z nas marzył jako dziecko, by wystąpić w Wimbledonie. Teraz udało się coś, co przerosło moje oczekiwania. Apetyt rośnie oczywiście w miarę jedzenia, ale ja już jestem w takim wieku, że muszę się trochę oszczędzać. Będę przygotowywał się przede wszystkim do największych turniejów, na nich się skupiał, ale nadal będę próbował również swoich sił w deblu - zaznaczył. Obaj zawodnicy - Kubot i Janowicz wspominali jeszcze historyczny, polski ćwierćfinał oraz to, co wydarzyło się po nim, czyli wymiana koszulek i długie trzymanie się w ramionach. - To było bardzo spontaniczne. Nie planowaliśmy tego. Po spotkaniu widziałem jak Jurek się cieszy, leży na trawie. Nie chciałem czekać na niego przy siatce, więc postanowiłem do niego podejść. To, co stało się później dyktowały nam serca - przyznał Kubot. Kiedy uwierzyli, że może dojść do polskiego ćwierćfinału? - Gdy odpadł Roger Federer i Rafael Nadal z naszej połówki, Jerzy przyszedł do mnie i powiedział: "Wodzu, co powiesz na to, byśmy się spotkali w 1/4 finału?". Oczywiście nie miałem nic przeciwko temu, w końcu udało się napisać pewną stronę historii - dodał Kubot. Z kolei Janowicz wyjawił, że czuje niewielki niedosyt z powodu półfinałowej porażki z późniejszym triumfatorem Andym Murrayem. - Ale Brytyjczyk później wygrał finał i dzięki temu gospodarze mieli wielkie święto - dodał pierwszy polski półfinalista imprezy wielkoszlemowej. Janowicz, który po raz pierwszy w historii znalazł się w 20. rankingu ATP (nr 17), zaznaczył, że na razie nie myśli o obronie punktów, a raczej o ich zdobywaniu. - Nie zastanawiam się, co będzie później, teraz chcę grać coraz lepiej. Nie obiecuję kolejnych sukcesów, ale chcę grać po prostu w tenisa - podkreślił. 22-letni tenisista, który bardzo żywiołowo reaguje na swoje udane i zepsute akcje, nie ma zamiaru się zmieniać. - To w Polsce pojawiają się głosy, że taka spontaniczność jest nie na miejscu. A to ja, rodzice i trenerzy pracowali na ten sukces i tylko oni mogą mi mówić, jak powinienem lub nie się zachować. Mam zamiar pozostać sobą, a nie udawać kogoś innego. Jak komuś nie będzie się to podobało to trudno - powiedział. Również Radwańska po przegranym półfinale oceniła, że mimo wielkiej szansy awansu do finału, jest szczęśliwa, że dotarła w Wimbledonie tak daleko. - To mój drugi największy sukces w karierze, dlatego nie mogę aż tak narzekać. Ale przecież nikt nigdy nie jest zadowolony z przegranej. Byłam bardzo zmęczona, miałam za sobą długie, wyczerpujące pojedynki, a to czuje się niemal w każdej kości - zaznaczyła czwarta rakieta na świecie. Bohaterowie Wimbledonu zdradzili też swoje najbliższe plany. Agnieszka Radwańska zaczyna trenować na kortach twardych, by potem udać się na serię turniejów w Stanach Zjednoczonych. Początek amerykańskich startów będzie w Stanfordzie (22-28 lipca), koniec w wielkoszlemowym US Open (26 sierpnia-7 września). - Wimbledon pokrzyżował moje plany na dalszą część sezonu, ponieważ nie spodziewałem się, że dojdę do drugiego tygodnia. Już dzisiaj miałem być w szwedzkim Bastad, gdzie zaczyna się turniej. Tak więc najpierw wystąpię w Hamburgu (15-21 lipca) - mówił Janowicz. Po szybkim odpadnięciu już w drugiej rundzie Wimbledonu do imprezy w Niemczech zgłosił się też Szwajcar Roger Federer.