W sobotnim trwającym prawie 2,5 godziny meczu przegrały z rozstawionymi z numerem trzecim Rosjankami Marią Kirilenko i Nadieżdą Pietrową 7:6 (7-5), 3:6, 2:6. - Rywalki mocno grały z głębi kortu, bardzo dobrze serwowały i returnowały, a do tego przyzwoicie spisywały się przy siatce - mówiła Rosolska. Polki żałowały, że ich druga przygoda z igrzyskami znów była tak krótka. W Chinach w pierwszej grze zdobyły zaledwie trzy gemy w konfrontacji z parą Lindsay Davenport, Liezel Huber. Sobotnią potyczkę na korcie nr 16 też zaczęły słabo. Przy stanie 1:3 prowadziły 40:0, ale to rywalki zdobyły czwartego, a potem piątego gema. W tym momencie zaczął się niesamowity pościg polskich zawodniczek. Doprowadziły do tie-breaku, w którym było już 6-4 dla Kirilenki i Pietrowej. Ostatnie piłki należały do Jans-Ignacik i Rosolskiej. - Rosjanki myślały, że pójdzie im łatwo, a tymczasem muszą ostro zasuwać - komentował oglądający mecz ojciec Klaudii, Wojciech Jans, w towarzystwie jej dawnego trenera Henryka Dondajewskiego. W dwóch kolejnych partiach wyraźnie górą były przeciwniczki. - Nie udało się utrzymać swoich serwisów, a jeśli na trawie w takich sytuacjach nie zdobywa się punktów, to tak się kończy jak w naszym przypadku - dodała Rosolska. Obie tenisistki żartowały, że organizatorzy powinni pomyśleć o zmianie systemu rozgrywania turnieju. - Może faza grupowa, repasaże... W innych dyscyplinach można przegrać mecz, a nadal liczyć się w walce o medal. A u nas nie ma zawodów pocieszenia, jest bardzo brutalnie - przegrywasz i do domu. Szkoda, bo szykujemy się, szykujemy do takiej imprezy i od razu odpadamy - stwierdziła Jans-Ignacik. Polki oceniły, że olimpijski Wimbledon nie przypomina tego sprzed kilku tygodni, wielkoszlemowego. "Strasznie pusto, do tego tylko pół obiektu czynne, problemy z treningami, jakieś okrojone przydziały godzinowe. Dziś rano, idąc na mecz, słyszałyśmy głośną, żywą muzykę. Pomyślałyśmy, że to chyba nie Wimbledon. Bo przecież tutaj zawsze wszyscy są na biało, panuje wielka powaga". Obie narzekały też na grę na czas Pietrowej. - Kiedy jej szło, serwowała raz za razem. A kiedy nie, to przeciągała przerwy, długo rozmawiała z Kirilenko. Mnie to denerwowało, dlatego szłam do Klaudii i też z nią rozmawiałam, aby rywalki wybić z rytmu - mówiła Alicja. - Sędzia w ogóle nie zwracała uwagi, nie patrzyła na zegarek. W pewnym momencie nawet chciałam podejść i zwrócić jej uwagę na to zachowanie Rosjanek, ale w końcu machnęłam ręką - przyznała Jans-Ignacik. Polki pożegnały się ze swoją drugą olimpiadą, ale na urlop się nie wybierają. - Lecimy do Kanady, a potem na miesiąc do Ameryki. Wakacje dopiero pod koniec października. Zresztą ja w wolnym czasie wolę posiedzieć w domu, najlepiej odpoczywam w Polsce, przy polskim jedzeniu i polskiej telewizji - wyjaśniła Klaudia. - Ja z kolei wtedy nadrabiam zaległości na uczelni. Ale generalnie też wolę się "zadomowić". Choć nie ukrywam, że raz pojechałam ponurkować do Egiptu i mi się spodobało - zakończyła Rosolska (na trybunach była m.in. jej siostra Aleksandra). Pobierz aplikację i śledź igrzyska Londyn 2012 na swej komórce, bądź tablecie!