Maja Chwalińska jeszcze nigdy w singlu nie wygrała rywalizacji w turnieju ITF W75.Taką właśnie ma ten halowy w Porto, triumfatorka dostanie 75 punktów do rankingu, a w puli nagród jest 60 tys. dolarów. Polka mogła znaleźć się w głównej drabince wyłącznie dzięki tzw. zamrożonemu rankingowi sprzed swojej kontuzji. Do rywalizacji wróciła na początku marca zeszłego roku. Miała jeden świetny występ, w sierpniu w challengerze WTA 125 w Kozerkach, tam dotarła do półfinału. Teraz w Porto zameldowała się zaś w finale - po raz pierwszy od maja 2022 roku. Młodsza o rok Austriaczka rywalką Polki w walce o finał. Zacięty pierwszy set nie zakończył się po myśli Polki Polka dotarła do półfinału w efektowny sposób - wygrała wszystkie mecze 2:0, tylko w jednym secie miała jakieś problemy. A przecież jej rywalkami były zawodniczki wyżej notowane, w tym m.in. Włoszka Lucrezia Stefanini, rozstawiona w Porto z piątką. Dopiero dziś 22-latka z Dąbrowy Górniczej napotkała pierwsze spore kłopoty, w meczu z o rok młodszą od siebie Austriaczką Sinją Kraus. To zawodniczka zajmująca miejsce z pogranicza drugiej i trzeciej setki rankingu WTA, czyli o ponad 100 pozycji wyżej od Polki. Zarazem w maju zeszłego roku była 151. Gdyby spojrzeć na postępy Chwalińskiej do momentu odniesienia operacji kolana, można ją zestawić właśnie z Austriaczką. Obie stoczyły zacięty pojedynek, w którym atutem Polki była gra slajsem, utrudniająca odgrywanie piłek przez rywalkę, Kraus zaś ustawiała sobie akcje mocnym forhendem. Mimo tego do połowy pierwszego seta obie wygrywały swoje gemy serwisowe, aż w końcu Chwalińska została przełamana. W siódmym gemie nie zafunkcjonował jej pierwszy serwis, a przy drugim Austriaczka grała odważniej. Kierunkowymi zagraniami zdobywała przewagę. Tyle że za chwilę sytuacja się odwróciła, a później doszło do tie-breaka. Ten zresztą był taki jak cały set - przy stanie 6:6 to jednak rywalka Polki zdobyła dwa punkty, one okazały się tymi ostatnimi. Było już źle i nagle wszystko się zmieniło. Maja Chwalińska nie odpuściła rywalce Źle też układała się druga partia, Kraus - mimo kłopotów - wygrała swojego gema, za chwilę przełamała Polkę na 2;0. Chwalińska miała sporo problemów z odważną grą rywalki, która nie bała się zbiegać do siatki, ale szybko odrobiła tę stratę. Wyrównała na 2:2, a później już ani razu nie dała się przełamać. Sama dokonała tej sztuki w dziewiątym gemie, uzyskała przewagę i wyrównała stan meczu na 1:1. Grała niezwykle mądrze, potrafiła zmieniać tempo gry, wybijała rywalkę z rytmu. A trzecia partia była już pod jej kontrolą. Przełamała Kraus - do zera! - na 2:1, choć to rywalka pomogła Polce dwoma podwójnymi błędami. Później Chwalińska zaś kontrolowała grę, starała się utrzymać swój serwis, to było dla niej najważniejsze. Wydawało się nawet, że już trochę odpuszcza walkę w gemach serwisowych rywalki. Jak w dziewiątym gemie, gdy Kraus objęła prowadzenie 40:0. Polka jednak wyrównała, a w grze na przewagi, po czwartym meczbolu, okazała się lepsza. To zaś oznacza, że w niedzielę zagra w Porto w finale - przeciwko Hiszpance Jessice Bouzas Maneiro, 164. na liście WTA. Chwalińska w poniedziałek wskoczy co najmniej w okolice 298. pozycji, a jeśli wygra finał - będzie 285. Turniej ITF W75+H w Porto (korty twarde w hali). Półfinał singla Maja Chwalińska (Polska) - Sinja Kraus (Austria, Q) 6:7 (6), 6:4, 6:3.