Magdalena Fręch przez pierwsze trzy miesiące tego roku miała ogromne problemy ze zdobywaniem rankingowych punktów - balansowała w okolicach setnego miejsca rankingu WTA, to zaś "zmuszało" ją do gry w eliminacjach. I w tych eliminacjach miała problemy w decydujących spotkaniach - przegrywała je, traciła kolejne tygodnie. Przełom nastąpił dopiero w Indian Wells i Miami, choć tam też łodzianka nie zdołała wygrać decydujących spotkań. Miała jednak szczęście, zostawała "szczęśliwą przegraną", a później potrafiła wygrywać także w turnieju głównym. Zdobyła punkty, które pozwoliły jej podnieść się na światowej liście, a niezłą formę udowodniła na mączce. Drugie rundy w Madrycie, Rzymie i Rolandzie Garrosie pozwoliły jej dzisiaj awansować na rekordowe w karierze 77. miejsce w rankingu WTA. A to już dużo znaczy. Magdalena Fręch może zaliczyć udany miesiąc na trawiastych dywanach. Tak było rok temu Znaczy bowiem choćby tyle, że takich turniejach jak obecny w Nottingham, Polka ma pewne miejsce w głównej drabince. A kto wie, być może jeszcze uda się awansować znacznie wyżej, bo na nawierzchni trawiastej 25-latka też grać potrafi. Rok temu w Birmingham zagrała w trzeciej rundzie, przegrała po zaciętym tie-breaku w trzecim secie z Beatriz Haddad Maią, która później triumfowała tu w finale. Polka prowadziła zresztą 4:2 w ostatniej partii, gdy z powodu zapadających ciemności dokończenie zostało przeniesione na kolejny dzień. W Eastbourne łodzianka przegrała w drugiej rundzie z Garbiñe Muguruzą, w Wimbledonie - w trzeciej rundzie z Simoną Halep. Była w stanie nawiązywać wyrównaną walkę z wielkimi nazwiskami. W Nottingham wpadła na zawodniczkę mało znaną - 21-letnią Angielkę Sonay Kartal. Gdyby patrzeć na sam ranking zawodniczek i różnicę dwustu miejsc na korzyść Polki, wybór faworytki byłby oczywisty. Tyle że Kartal ma już za sobą przetarcie na tej nawierzchni, w zeszłym tygodniu startowała w dodrze obsadzonym turnieju w Surbiton, a w Nottingham w eliminacjach pokonała byłą mistrzynię Australian Open Sofię Kenin. Nerwowy początek, później pełna kontrola gry w wykonaniu Magdaleny Fręch. Świetne otwarcie! Kartal zaczęła to spotkanie bardzo ofensywnie - chciała dyktować warunki na korcie. Na początku trochę się myliła, Fręch miała dwa break pointy (nie wykorzystała ich), ale już po chwili to Angielka mogła prowadzić 2:0. Też dostała dwie okazje na przełamanie serwisu Fręch, który na trawie zwykle ma kluczowe znacznie. Polka się obroniła bardzo inteligentną grą i widać było, że ma pomysł na wygranie tego starcia. 21-latka starała się jak mogła by każdą akcję przekładać na silniejszy forhend, a Polka - jak na złość - coraz mocniej celowała w bekhend. I to dawało bardzo dobre wyniki. Od stanu 3:3 Fręch miała już pełną kontrolę nad grą, a Kartal była coraz bardziej zdenerwowana. Wyrzuciła dwie kolejne piłki za boczną linię i tak Polka zdołała w końcu przełamać rywalkę. Seta wygrała zaś po dwóch kolejnych bardzo dobrych gemach - najpierw swoim, a później przy zagraniu Angielki. Ta zresztą przegrała seta po podwójnym błędzie serwisowym. Mogło być 2:0, było 2:4. Polka wzięła sprawy w swoje ręce i... przegrała Można było mieć nadzieję, że łodzianka dość szybko zapewni sobie drugą rundę turnieju Rothesay Open, bo wciąż kontynuowała dobrą passę z końcówki pierwszego seta. Gładko wygrała gema otwarcia, w kolejnym prowadziła 40:15, miała dwie okazje na przełamanie. Kartal zdołała się jednak obronić, choć dwukrotnie dopisało jej sporo szczęścia, o niepowodzeniu Fręch decydowały centymetry. Gra Polki mogła jednak imponować - mądra i konsekwentna. A co ważniejsze, Kartal niewiele miała do powiedzenia w kolejnych gemach serwisowych rywalki. Do czasu. Przy stanie 2:2 Fręch się pogubiła, doprowadziła do nerwowej dla siebie sytuacji i stanu 0:40. Pierwsze dwa break pointy obroniła świetnymi serwisami, w kolejnej akcji popełniła jednak prosty błąd. Straciła gema, za chwilę kolejnego - było już 2:4. Teraz to Polka musiała odrabiać spore straty, a widać było znaczną poprawę w grze jej rywalki. Kartal potrafiła kończyć akcje nie tylko mocnymi uderzeniami forhendowymi, ale też sprytnymi zagraniami kątowymi. Tyle że łodzianka ją zatrzymała. I to w niesamowity sposób! Dziesięć kolejnych wygranych punktów dało jej prowadzenie 5:4, potrzebowała jeszcze tylko jednego gema do zakończenia meczu. Tyle że go nie zdobyła, znów wpadła w dołek i przegrała seta 5:7. Magdalena Fręch odzyskała pewność siebie. Przełomowy gem, a później szybki koniec Nierówna gra Polki, a zwłaszcza dość częsta niemoc przy forhendach rywalki, napawały niepokojem. Zwłaszcza, że początek decydującej rozgrywki też był niespokojny. W czwartym gemie Kartal prowadziła 40:0, mogła wyrównać na 2:2. Miała nawet w górze, pod siatką, piłkę na remis i wtedy fatalnie chybiła. Fręch wygrała dwa ostatnie punkty po niesamowitych akcjach, wstąpiły w nią dodatkowe siły. Wygrała gema na 3:1, to był przełomowy moment w całym spotkaniu. Nie pozwoliła już na to, co stało się w końcówce drugiej partii. Wygrała 6:2 i po 130 minutach awansowała do drugiej rundy. W niej zmierzy się z Chinką Zhu Lin (WTA 38).