Jeszcze rok temu w lutym Anastazja Pawluczenkowa była w dziewiątej setce rankingu WTA - wracała po rocznej przerwie (z małym i nieudanym epizodem wiosną w Madrycie i Rzymie), szło jej bardzo ciężko, choć mogła korzystać z dzikich kart i zamrożonego rankingu. Dość szybko zaczęła się piąć na liście WTA, choć pewnie polscy kibice najbardziej zapamiętali występ doświadczonej tenisistki przeciwko Idze Świątek w Rzymie - liderka rankingu odprawiła rywalkę... rowerem, 6:0, 6:0. 32-letnia obecnie tenisistka czyniła jednak spore postępy, we French Open dotarła do ćwierćfinału, a mimo, że całkowicie odpuściła rywalizację na trawie, znów znalazła się w czołowej setce rankingu. Jesienią zaś był półfinał w Tokio i ćwierćfinał w Hong Kongu - zarazem bezpieczne miejsce w kontekście kwalifikacji do głównej drabinki Australian Open. Świetna seria doświadczonej Rosjanki. Wróciła już tam, gdzie była przed kontuzją Mało tego, ten rok Pawluczenkowa zaczęła tak, jakby szybko chciała dobić do swoich najlepszych momentów w singlowej karierze, a przecież na przełomie 2021 i 2022 roku była 11. rakietą świata. W Adelajdzie - zaliczone kwalifikacje, zwycięstwo z Beatriz Haddad Maią, przegrana dopiero w ćwierćfinale po dramatycznym boju z Jessicą Pegulą. W Linzu już półfinał, tam lepsza okazała się Jelena Ostapenko. A ostatnio w Dosze - wyeliminowanie m.in. Darii Kasatkiny, Marty Kostiuk i Markéty Vondroušovej - kolejny półfinał, tym razem w turnieju WTA 1000. To zaś oznaczało awans już na 24. miejsce w rankingu. Kolejny krok Pawluczenkowa chciała postawić w Dubaju - zwłaszcza, że drabinka układała się dla niej doskonale. A tym bardziej - po sensacyjnej porażce Aryny Sabalenki. Dopiero dziś okazało się, że 32-letnia Rosjanka walczyła już w Zjednoczonych Emiratach Arabskich nie tylko z rywalką. "Wirus z Kataru" - to powód rozpaczliwej decyzji 32-letniej mistrzyni olimpijskiej Mistrzyni olimpijska z Tokio w grze mieszanej uporała się w pierwszej rundzie z Marie Bouzkovą (6:4, 6:3), wydawało się, że dalej jest w stanie kontynuować świetną serię. Dziś miała się zmierzyć ze swoją rodaczką Liudmiłą Samsonową, czyli zawodniczką nieco wyżej klasyfikowaną, ale z którą jeszcze w tourze nie przegrała. Do meczu jednak nie doszło, zamiast gry Pawluczenkowa opublikowała na swoim Instagramie zaskakujące oświadczenie. "Niestety, nie jestem w stanie kontynuować gry w Dubaju. Na początku turnieju w Dosze złapałam wirusa, z którym szłam od meczu do meczu, mając nadzieję, że będzie lepiej. Zawsze chcę być aktywna na korcie, ale czasem muszę posłuchać swojego ciała, które mówi mi, że potrzebuje odpoczynku" - napisała Pawluczenkowa. W tej sytuacji Samsonowa bez gry znalazła się w trzeciej rundzie. O ćwierćfinał powalczy z Markétą Vondroušovą.