Dwa lata temu Daniel Michalski był w połowie trzeciej setki rankingu ATP, potrzebował już niewiele by skoczyć na pozycję dającą szansę gry w eliminacjach Wielkich Szlemów. Ten przełom nie nastąpił, zawodnik Mery Warszawa nie był w stanie poważniej zaistnieć w turniejach odbywających się na kortach twardych. Gdy jednak trzeba było szukać punktów rankingowych, "uciekał" na Sardynię, tam miał swoją ziemię obiecaną w miejscowości Santa Margherita di Pula. Między październikiem 2022 i październikiem 2023 roku wygrał na tamtejszej mączce cztery turnieje ITF, w dwóch innych był w finale. Ten sezon był jednak inny, choć zaczynał go jeszcze od miejsca wśród 300 najlepszych zawodników świata. Żadnego finału, nawet w zawodach ITF, częste porażki w challengerach. Zdarzały się lepsze momenty, choćby wygrana na Węgrzech z Dominikiem Thiemem, byłym mistrzem US Open. Tyle że brakowało przełomu, na początku sierpnia tenisista z Warszawy spadł na 453. miejsce. Być może teraz jesteśmy świadkami początku powrotu Michalskiego na miejsce, które już zajmował. Przełom u Daniela Michalskiego. Dwa wygrane turnieje w ciągu miesiąca, ważny sukces na Sardynii Pod koniec sierpnia 24-letni tenisista Mery Warszawa wygrał w Poznaniu turniej ITF M25 - swój dwunasty w karierze. Później były nieudane eliminacje challengera Copa Sevilla w Andaluzji, przegrany mecz z Danielem Altmaierem w podobnej imprezie w Szczecinie, choć z zawodnikiem z pierwszej setki rankingu stoczył zacięty bój w pierwszym secie. Teraz Michalski wybrał się na swoją ulubioną Sardynię i efekty już widać. Zaczął turniej fenomenalnie, rozbił w pierwszej rundzie Rosjanina Kiriłła Miszkina 6:0, 6:0. W kolejnych rundach było różnie, młody Włoch Carlo Alberto Caniato w drugiej rundzie i jego rodak Gabriele Pennaforti w półfinale urwali po secie, ale to Michalski zagrał ostatecznie w sobotę o tytuł. Rozstawiony z czwórką Polak był faworytem starcia z kolejnym Włochem Niccolo Cantinim. I ze swojego zadania wywiązał się wzorowo. Pierwszy set był formalnością - Polak rozgrywał go na swoich warunkach. Gdy już miał autostradę do wygrania partii, prowadził 4:0, rywal uzyskał szansę na honorowego gema. Miał pięć break pointów, ale i to nie starczyło. A za chwilę poległ 0:6. Później sytuacja wyglądała trochę inaczej, Michalski miał jednak inicjatywę, prowadził 2:0 i 4:2. Dwa razy Cantini zdołał jednak wyrównać, a w dziewiątym gemie to on mógł wywalczyć breaka, miał nawet na to szansę, po podwójnym błędzie Polaka. Faworyt jednak utrzymał podanie, a w następnym gemie zakończył spotkanie. Po 114 minutach wygrał 6:0, 6:4. Ten sukces oznacza, że Michalski dostanie 25 punktów do rankingu, co nie tyle pozwoli mu awansować na liście ATP, ale przynajmniej nie zaliczy spadku. 30 września wymieni bowiem zdobycz za triumf z poprzedniego roku.