Polak wyrzucił gwiazdora z Wimbledonu. I wyjawia bez żadnej kurtuazji
Wspaniale rozpoczęła się tegoroczna droga Kamila Majchrzaka w Wimbledonie. Polak w pierwszej rundzie konfrontował się z faworyzowanym Matteo Berrettinim, finalistą Wimbledonu z 2021 roku i po pięciosetowym starciu odprawił Włocha z turnieju. To wielka wiktoria, a jak cenna w karierze 29-latka, który ma za sobą już bardzo trudne doświadczenia? Najlepiej od razu oddać głos naszemu tenisiście, który bez kurtuazji - już w pierwszym zdaniu - podkreślił, ile to dla niego znaczy.

Trzy lata - tyle czasu trwała absencja Kamila Majchrzaka na kortach przy Church Road w Londynie, w najstarszym turnieju tenisowym świata i zarazem uważanym za najbardziej elitarny z wszystkich wielkoszlemowych. 29-latek nie miał za sobą też dobrego wejścia w tym sezonie w korty z nawierzchnią trawiastą, przyjeżdżając do Londynu z trzema porażkami i zerem po stronie zwycięstw.
Majchrzak: To chyba moje najpiękniejsze zwycięstwo
Do boju z Matteo Berrettinim przystąpił jednak bez kompleksów. I zanotował najlepszy powrót, jaki tylko mógł sobie wymarzyć. Nie było mu jednak łatwo, w pełnym słońcu i upalnej temperaturze musiał natrudzić się przez 3 godziny i 7 minut, by w końcu postawić kropkę nad "i" w piątym secie, wygrywając decydującą partię 6:3. Wcześniejsze sety przebiegały następująco: 4:6, 6:2, 6:4, 5:7.
W takich okolicznościach już pierwsze pytanie musiało dotyczyć tego, ile znaczy dla pochodzącego z Piotrkowa Trybunalskiego tenisisty zwycięstwo nad zawodnikiem z takim CV, jakie posiada reprezentant Włoch. - To chyba moje najpiękniejsze zwycięstwo. Berrettini na trawie to jeden z najlepszych zawodników na świecie. Wiele meczów tutaj wygrywał i grał z najlepszymi. Móc zagrać z takim zawodnikiem już było fajnym doświadczeniem, a finalnie udało mi się go pokonać - nie krył zadowolenia Polak, w przeszłości najwyżej sklasyfikowany na 75. miejscu w rankingu ATP. Do tej pory z kortami przy SW19 żegnał się, dwukrotnie, w pierwszej rundzie. Zatem już w tym momencie można zaznaczyć, że zaczął pisać najwartościowszą kartę.
Majchrzak nie krył, iż zdawał sobie sprawę, jak trudne czeka go wyzwanie. Natomiast dokładnie też wiedział, czego musi wymagać od siebie, aby misja nie okazała się być straceńczą. - Chciałem być zdyscyplinowany z moją grą. A mimo wszystko na początku trochę brakowało mi zdecydowania oraz większej inicjatywy. Od drugiego seta starałem się to zmienić i skorygowałem to bardzo dobrze. Od tego momentu zacząłem prezentować naprawdę dobry tenis - analizował na gorąco nasz zawodnik.
Im dłużej trwał mecz, tym bardziej Majchrzak udowadniał, że ma analityczny umysł i potrafi, tu i teraz, dokonywać właściwych korekt. - Wydaje mi się, że wraz z meczem uczyłem się jego gry. Toteż dlatego coraz więcej serwisów rywala zacząłem podbijać. W czwartym secie byłem już blisko odwrócenia wyniku, tak jak to zrobiłem w trzecim, który był najbardziej kluczowy, bo wyszedłem z wyniku 2:4 na 6:4 - mówił.
- To był kluczowy moment tego spotkania, bo uwierzyłem, że faktycznie jest szansa pokusić się tutaj o zwycięstwo. Widziałem, że siadał trochę fizycznie i mentalnie. Cieszę się też z uzyskanego breaka w piątym secie, którego potwierdziłem dość pewnie w każdym z gemów, co także jest ważne, by domykać mecze i te szanse, które się wypracuje. Jestem naprawdę zadowolony z tego, jak to wszystko się potoczyło - zaakcentował Majchrzak.
Za sprawą Berrettiniego okazało się, że Polak kapitalnie odrobił pracę domową. Mianowicie Włoch wyjawił, że w środę panowie trenowali ze sobą, a ledwie dzień wcześniej Matteo praktykował z profesjonalistą, wcześniej długo nie mając rakiety w dłoni. Wszystko to pozwoliło Polakowi jeszcze lepiej przygotować się pod batalię w pierwszej rundzie Wimbledonu. - Na pewno to mi trochę dało. Zobaczyłem, jak on gra i na bazie tego treningu wyciągnąłem mnóstwo informacji, które mogłem przełożyć na mecz - podkreślił Majchrzak.
Artur Gac, Wimbledon


