Niespełna 18-letni Tomasz Berkieta zna już smak gry w półfinale turnieju wielkoszlemowego, bo był na tym etapie kilkanaście miesięcy temu w Melbourne. Od kilku miesięcy próbuje już swoich sił w profesjonalnych rozgrywkach ITF, ma jednak wciąż jeszcze szansę na jakiś życiowy sukces w zmaganiach juniorskich. Jak teraz w Paryżu, gdzie już jest wśród czterech najlepszych zawodników turnieju. Ma też jeden atut, którego nie posiadają inni gracze. Mocny serwis, gdzie prędkości często przekraczają 220 km/godz., a w Australii było nawet powyżej 230 km/godz. Tym serwisem tenisista z Warszawy jest w stanie budować sobie przewagę, jak dziś w starciu z Moisem Kouamem. Treningi z Igą Świątek, a później mecze w Paryżu. Znakomita dyspozycja Tomasza Berkiety Doceniła to także Iga Świątek, która przyznała w Paryżu, że trenowała wspólnie z Berkietą. Łączy ich choćby to, że z młodym zawodnikiem pracuje teraz Piotr Sierzputowski, czyli poprzedni szkoleniowiec "Królowej Paryża", wprowadzający ją do świata wielkiego tenisa. A do tego zawodnikowi Legii Tenis Warszawa pomaga Maciej Ryszczuk, który dba też o przygotowanie fizyczne Igi. W czwartek Berkieta zagrał przeciwko zawodnikowi znacznie młodszemu od siebie, drobniejszemu, ale też z wieloma atutami. Moise Kouame świetnie się porusza, lubi zmieniać tempo gry, do tego miał ogromne wsparcie publiczności - a jednak przegrał z siłą fizyczną Polaka. Nie można zrzucać jednak tego tylko na mocne zagrania Berkiety, Polak potrafił też "czarować", grać między nogami. A gdy w drugim gemie, w akcji obronnej, nadał piłce takiej rotacji, że spadła tuż za siatką, a później... wróciła na jego stronę kortu i wpadła w aut - aż podskoczył z radości. Było to niesamowite, cudowne. Kouame dobiegł do taśmy, ale nie zdążył nawet trącić piłki. Kluczowy w tym pierwszym secie okazał się szósty gem, to wtedy doszło do jedynego przełamania. Polak grał kapitalnie returnem, ale też - nareszcie! - precyzyjnie w dłuższych wymianach. Wygrał do zera, w ostatniej akcji popisał się kapitalnym bekhendem wzdłuż linii. Kouame nawet nie ruszył do tej piłki. Musiał więc już tylko przypilnować swojego serwisu, a ten funkcjonował jak należy. Francuz zaczął popełniać proste błędy, wyrzucił m.in. smecz spod samej siatki w aut. Polak wygrał tę partię w 31 minut, do trzech. A zakończył w swój firmowy sposób - asem, czwartym w tym spotkaniu. Jedno przełamanie, drugie - i wszystko było już jasne. Polak zagra z Włochem o finał Rolanda Garrosa Polak był już w połowie drogi do sukcesu, a za chwilę jeszcze poprawił swoją sytuację. To Kouame zaczynał kolejną partię, po trzech akcjach prowadził 40:0. Polak włączył się do gry w tym gemie kapitalnym minięciem rywala po akcji obronnej. Aż zacisnął pięść i podniósł ją do góry, taki był zadowolony. I poszedł za ciosem, wyrównał, a później dwa razy sprawił, że Francuz uderzył w siatkę. Po raz drugi w tym meczu został przełamany, tenisista z Warszawy miał już autostradę do półfinału. Widać było, że czuje coraz większy luz, nie przeszkadzało mu wiwatowanie kibiców po punktach dla Francuza, mniej licznych niż w pierwszej partii. Kouane zdołał nawet przełamać Polaka, ale przy stanie 0:3. Za chwilę zaś sam poczuł kolejny raz smak porażki przy swoim serwisie. Przegrał 2:6, Polak w kapitalnym stylu, po 66 minutach, zameldował się w gronie czterech najlepszych juniorów French Open. O finał zagra z 18-letnim Włochem Lorenzo Carbonim, który pokonał w czwartek najwyżej rozstawionego Japończyka Rei Sakamoto.