Zanim Kamil Majchrzak został zawieszony przez ITIA na 13 miesięcy, nigdy nie mógł pochwalić się serią dziesięciu wygranych spotkań z rzędu. Może dlatego, że w turniejach ITF czy Futuresach rywalizował raczej tylko w młodym wieku, a gdy się wybił, poniżej challengerów już nie schodził. Miał więc serie dziewięciu wygranych kolejnych meczów w 2014 roku, a później pod koniec 2017. Znaczyło to, że nigdy też nie wygrał dwóch turniejów pod rząd, a to nie jest łatwe. Taką szansę ma teraz w Rwandzie. Rówieśnik Kamila Majchrzaka po drugiej stronie siatki. Tenisista-zagadka, niedawno obił innego Polaka Przed tygodniem wygrał pięć spotkań, w każdym grał z zawodnikiem, który jest wyżej od niego w światowym rankingu. Triumfował, choć od wtorku codziennie był na korcie, a finał odbył się już w sobotę. Tym razem nie dostał jednak specjalnej przepustki do drugiego challengera, musiał najpierw przejść eliminacje, które przedłużyły jego serię wygranych do siedmiu. A ósmą wiktorię odniósł w zaciętym spotkaniu z Rosjaninem Iwanem Gachowem, turniejową jedynką. Meczu przerwanym we wtorek przez deszczową nawałnicę i dokończonym w środę. Dziś zaś cieszył się z sukcesu numer dziewięć. Rywalem 28-latka pochodzącego z Piotrkowa Trybunalskiego był Austriak David Pichler. Rówieśnik Polaka, młodszy od niego o mniej niż miesiąc, zarazem tenisista, który może pomarzyć o osiągnięciach Majchrzaka z przeszłości. Polak przecież był w pierwszej setce rankingu ATP, regularnie grał w najważniejszych turniejach. Pichler zaś co najwyżej wskoczył na moment do czwartej setki światowej listy, nigdy ponad ten poziom się nie wybił. Choć ma pojedyncze strzały - miesiąc temu rozbił w Bahrajnie naszego Daniela Michalskiego, który jest notowany znacznie wyżej od niego. Spotkali się 12 lat temu w juniorskich zawodach w Poznaniu, wtedy Polak wygrał 6:3, 6:3. Majchrzak przez chwilę był w opałach, szybko się pozbierał. A później zaskoczył rywala I pierwszy set pokazał, dlaczego tak się mogło stać. Polak wszedł w to spotkanie dość pewny siebie, zaczął rozstawiać rywala po kątach. Pichler jednak zaczął stawiać wszystko na jedną kartę, uderzał mocno, a gdy trafiał, miał szansę na sukces. Majchrzak zaś swojej pierwszej okazji na breaka nie wykorzystał, co się mogło zemścić. To bowiem Pichler przy stanie 3:3 prowadził już 40:15, miał dwa break pointy. Po czterech kolejnych serwisach Majchrzaka piłka nie wróciła jednak na jego stronę, sytuację udało się opanować. To mógł być gem przełomowy, ale nie był. Przełomowym okazał się ten następny, gdy to Polak uzyskał break-pointa i zdołał zamienić go na przełamanie. Zresztą po świetnej akcji w obronie - dobiegł do skrótu, odpowiedział w samą linię końcową. Za chwilę zaś dopełnił dzieła i zapisał pierwszą partię na swoje konto. Pichler odprawiony, teraz większe wyzwanie. Walka o półfinał może być arcyciekawa Pichler z upływem czasu był coraz bardziej sfrustrowany, zarysowywała się po prostu różnica w umiejętnościach obu graczy. Majchrzak prezentował różnorodny tenis, uderzał kierunkowo, technicznie, gdy trzeba było - rotował. A Pichler starał się odpowiadać głównie siłowo, ale już nie trafiał w kort. Po przełamaniu Polaka na 2:1 stało się właściwie jasne, że w tym starciu sensacji nie będzie. I faworyt znajdzie się w ćwierćfinale. Majchrzak wygrał więc dziewiątym meczu z rzędu, dzięki kolejnym punktom w wirtualnym rankingu ATP już jest na początku piątej setki. A jeśli znajdzie się w półfinale, będzie miał miejsce w czwartej setce. Kolejnym rywalem będzie pochodzący z Macedonii Amerykanin Stefan Kozlov, mający bardzo ciekawą przeszłość. Jako 16-latek dwukrotnie grał w finałach juniorskich Wielkich Szlemów, w Australian Open uległ Alexandrowi Zverevowi, w Wimbledonie zaś Noahowi Rubinowi, który wcześniej wyrzucił z turnieju... Majchrzaka. No i jeszcze nieco ponad półtora roku temu Kozlov był 103. zawodnikiem świata. To spotkanie w piątek. Challenger ATP 50 w Kigali (korty ziemne). 2. runda singla Kamil Majchrzak (Polska, Q) - David Pichler (Austria) 6:3, 6:2.