Rwanda, jak się okazuje, jest dla 28-latka miejscem szczególnym. Niewielki kraj w Afryce, tak bardzo doświadczony 30 lat temu wewnętrzną wojną, stara się otwierać na sport. Stąd organizowany co roku wyścig kolarski Tour du Rwanda, mający stałe miejsce w kalendarzu UCI, ale też przede wszystkim przyszłoroczne mistrzostwa świata, ich organizatorem będzie Kigali. Rozwija się także tenis, do tej pory w Rwandzie odbywały się wyłącznie turnieje ITF, w tym roku w Kigali po raz pierwszy zagościły challengery. A Kamil Majchrzak, po wygraniu w sobotę pierwszego z nich na oczach prezydenta kraju Paula Kagame oraz słynnego niegdyś tenisisty Yannicka Noaha, już zapowiedział przed mikrofonem, że do tego kraju z pewnością wróci. Przykra niespodzianka dla Kamila Majchrzaka. Wygrał turniej, miejsce w kolejnym wydawało się... oczywiste Na razie jednak Polak zapewnia sobie kolejne dni spędzony w stolicy kraju, choć być może planował jednak między meczami trochę dłuższy odpoczynek. Do pierwszego turnieju Majchrzak awansował bowiem dzięki "dzikiej karcie", przyznanej przez organizatorów, bo jego ówczesny ranking z momentu zgłoszenia dawał mu tylko miejsce w kwalifikacjach. A Polak pokonał pięciu wyżej notowanych graczy, niektórych znacznie wyżej, o kilkaset miejsc, i wygrał całe zawody. Dziś jest w rankingu ATP już 440., w normalnych warunkach bez problemu miałby miejsce w głównej drabince, ale będzie mógł z niego korzystać dopiero w najbliższych tygodniach. W Kigali zaś dopadł go pech - był tuż pod kreską na liście zgłoszeń, musiał walczyć w eliminacjach. Mimo wygranej w sobotę, nie dostał bowiem specjalnej przepustki do głównej drabinki. Majchrzak nic sobie z tego jednak nie robił - po prostu wyszedł dwa razy na kort, spędził na nim 109 minut i rozgromił najpierw 17-latka z Rwandy Juniora Hakizumwami, a dziś to samo zrobił z 26-letnim Francuzem Lucasem Bouquetem. I bez względu na to, gdzie Polak zostanie dolosowany w głównej drabince, a może trafić nawet na rozstawionego z jedynką Rosjanina Iwana Gachowa (ATP 176) - i tak będzie faworytem. 57 minut jednostronnego pojedynku. Polak awansował do głównej rywalizacji W meczu z Boquetem Majchrzak nie miał żadnych problemów z udowodnieniem swojej wyższości. W pierwszych siedmiu gemach rywal ugrał zaledwie siedem punktów. Dopiero ostatni, gdy serwował Francuz, było trochę więcej emocji, choć i tak Polak nie dał rywalowi choćby jednej szansy na wygranie honorowego gema. Wykorzystał drugą piłkę setową, zakończył sprawę po zaledwie 26 minutach. Długo zanosiło się nawet na klasyczny rower, czyli wygraną faworyta dwa razy do zera. Majchrzak kontynuował bowiem serię, prowadził już 3:0 - i wtedy Bouquet zdołał w końcu wygrać swoje podanie. A później drugi raz, przez wynik końcowy meczu nie był aż tak dla niego wstydliwy. O żadnym zwrocie akcji nie było nawet mowy, skoro w gemach serwisowych Polaka ani razu nie był w stanie doprowadzić choćby do równowagi, o break pointach nie mówiąc. Kamil Majchrzak awansował więc do turnieju głównego, swojego kolejnego rywala pozna już dzisiaj, po zakończeniu ostatniego meczu w kwalifikacjach. Za ten awans zarobi trzy punkty do rankingu ATP, do końca tygodnia będzie walczył o kolejnych 50. Jeśli znów zdoła wygrać w Kigali, na światowej liście przesunie się już w okolice 340. miejsca. Challenger ATP 50 w Kigali (korty ziemne). Finał kwalifikacji Kamil Majchrzak (Polska) - Lucas Bouquet (Francja) 6:0, 6:2.