20-latek spod Pruszkowa ma za sobą całkiem udane dwa tygodnie, w Bośni wygrał turniej ITF, w challengerze w Heillbronnie po raz pierwszy w karierze w zawodowym tourze ograł gracza z czołowej setki. Jego ofiarą został Niemiec Daniel Altmaier, rozstawiony z jedynką, który rok temu wyrzucił z Rolanda Garrosa samego Jannika Sinnera, po 5,5-godzinnym pojedynku, a w tym sezonie ograł w Meksyku Alexandra Zvereva. Kaśnikowski dotarł do ćwierćfinału, zdobył sporo punktów, w najnowszym rankingu, opublikowanym dzisiaj, jest na 243. pozycji. I nie zwalnia tempa, gra dalej, a pokonanie W Perugii Francesco Maestrelliego dało mu wirtualny awans o 11 pozycji. Mniej więcej tyle jeszcze brakuje, by wywalczył prawo gry w kwalifikacjach Wielkiego Szlema. To się zapewne stanie już wkrótce, młodego Polaka zapewne zobaczymy walczącego o główną drabinkę US Open. I wielka szkoda, że zabrakło mu tych dwóch, trzech tygodni, by zaistnieć już może w Wimbledonie. Rywal niedawno grał o główną drabinkę Rolanda Garrosa. I to Włoch był faworytem starcia z Polakiem Kaśnikowski miał w tym tygodniu walczyć w Bratysławie - tam zgłosił się do challengera ATP 100, ale był na granicy gry w turnieju głównym. Podobnie zresztą w Perugii, choć tu ranga zawodów jest nieco wyższa, ale w ostatniej chwili wskoczył do głównej drabinki. Prosto na starszego od siebie o kilka miesięcy Włocha Francesco Maestrelliego, który wielkoszlemowe debiuty, w kwalifikacjach, ma już za sobą. Ostatnio grał w Rolandzie Garrosie o główną drabinkę, przegrał jednak decydujące spotkanie. Polscy kibice mogą pamiętać go z ubiegłorocznej edycji challengera w Szczecinie, dotarł tam do półfinału, przegranego z Federico Corią. Bukmacherzy nie mieli zaś wątpliwości, dla nich to Włoch był faworytem tej potyczki. Kaśnikowski sprawił im jednak psikusa, po raz kolejny uporał się z graczem wyżej od siebie notowanym. Znakomity mecz Maksa Kaśnikowskiego we Włoszech. Nieco ponad półtorej godziny na korcie i awans Polak kapitalnie serwował i nie chodzi tu o samą suchą liczbę siedmiu asów. Bardziej o to, że kapitalnie rozgrywał te akcje, od razu zdobywał sporą przewagę. W całym meczu wygrał aż 90 proc. akcji po pierwszym podaniu, 27 z 30. Nic więc dziwnego, Maestrelli nie zaliczył żadnego przełamania. Miał tylko jednego break pointa, w szóstym gemie pierwszego seta, ale Maks wyszedł z tej sytuacji obronną ręką. Kaśnikowski zaś przełamywał przeciwnika trzykrotnie - dwa razy w pierwszym secie, raz w drugim. To wystarczyło do gładkiej, bezproblemowej wygranej 6:3, 6:3 - w 92 minuty. Jego kolejnego rywala wyłoni wieczorne starcie Włocha Giulio Zeppieriego ze znanym Chorwatem Borną Ćoriciem. Ten ostatni jest w Perugii rozstawiony z trójką, to też gracz z TOP 100, choć wiosną był nawet na 31. pozycji.