Bianca Andreescu swoje największe sukcesy świętowała w 2019 roku, wygrała w Indian Wells, później zgarnęła tytuł w US Open, ogrywając w finale Serenę Williams. Miała 19 lat, zajmowała czwarte miejsce w światowym rankingu, typowano, że może zdominować grę na długie lata. Tylko że już wtedy dopadały ją liczne problemy zdrowotne, które ciągną się przez niemal całą karierę. Kolejnego urazu doznała zeszłej jesieni, straciła cztery miesiące. A gdy już miała wrócić, dostała dziką kartę do WTA 500 w Meridzie, dopadło ją zapalanie wyrostka, straciła kolejne tygodnie. Pojawiła się więc na mączce, "odrdzewiała" po tak długiej przerwie, w Rzymie już pokazywała całkiem sporą moc. Dotarła do czwartej rundy, pokonała m.in. Donnę Vekić i Jelenę Rybakinę, ale ranking na poziomie 132. miejsca w momencie zamykania list zgłoszeniowych nie pozwolił jej na występ w głównej drabince French Open. Musiała więc w Paryżu przebijać się przez trzystopniowe eliminacje, ale dla zawodniczki w takiej formie nie powinny być one większym problemem. I pokazała to w poniedziałek, ogrywając Chinkę Xinxin Yao w 57 minut 6:0, 6:0. Kolejną "ofiarą" Kanadyjki miała być Japonka Nao Hibino, dwusetna dziś na liście WTA, grająca ostatnio głównie w turniejach ITF. Sensacja w Paryżu. Bianca Andreescu nie zagra w Roland Garros. Zaskakująca niemoc Kanadyjki Trudno powiedzieć, co się nagle stało z byłą mistrzynią US Open, skoro przez ponad godzinę całkowicie dominowała na korcie w starciu z Azjatką. Zegar pokazywał godzinę i 13 minut, gdy na tablicy wyników Andreescu miała zapisane prowadzenie 6:2, 5:3 i 40-30, choć przy serwisie Japonki. Hibino zepsuła pierwsze podanie, w drugim Andreescu dominowała w akcji. Przy piłce meczowe. Japonka udanym forhendem wzdłuż linii obroniła się, wygrała gema. Przełamała serię rywalki, która ze stanu 1:3 doprowadziła do 5:3. Została jednak jeszcze druga część zadania - przełamać Kanadyjkę na 5:5. I to się udało. A później odrobić stratę 2-5 w tie-breaku, bo była mistrzyni US Open znów znalazła się o dwie piłki od awansu. Najpierw Kanadyjka źle zagrała returnem, później dwa razy trafiła w siatkę, wreszcie dwie kapitale akcje przeprowadziła Hibino. Wygrała tie-breaka 7-5, wyrównała w setach na 1:1. Ten trzeci set był już zupełnie innym rozdaniem. Andreescu była coraz bardziej poirytowana, widziała, że zwycięstwo wymyka się jej z rąk. A gdy przegrała własnego gema serwisowego na 2:3, była już o krok od porażki. Za chwilę zrobiło się 2:4, wściekła Kanadyjka wyrzuciła piłkę gdzieś daleko poza kort. Dostała za to ostrzeżenie. I nie odwróciła już losów tego spotkania, nie zdołała wywalczyć breaka. Jej sensacyjna porażka wkrótce stała się faktem. To Hibino zagra w Paryżu o główną drabinkę.