Dla Łotyszki ostatnie tygodnie były bardzo udane. Po wyeliminowaniu Igi Świątek z US Open błyskawicznie odpadła po porażce z Coco Gauff, ale i tak mogła być zadowolona z tego, że awansowała do ćwierćfinału turnieju Wielkiego Szlema. Co prawda bardzo mocno narzekała na gospodarzy imprezy, którzy ułożyli harmonogram gier tak, że sprzyjał jej rywalce, ale mimo wszystko dla reprezentantki Łotwy ten turniej był sukcesem. I na podobny liczyła w San Diego, ale tam jej przygoda zakończyła się bardzo szybko. Sensacja w San Diego. Rosyjska skandalistka wyrzuciła gwiazdę Pogromczyni Świątek za burtą, wpadka w San Diego Jelena Ostapenko już w pierwszej rundzie miała kłopoty z Rosjanką Jekatriną Aleksandrową. Wygrała w trzech setach, ale w drugim, choć prowadziła 4:0, przegrała 6:7. Mecz z Danielle Collins zaczęła jednak bardzo pewnie, bo dwa razy przełamała rywalkę i w pierwszej partii wygrała 6:2. W drugiej Łotyszka zupełnie nie radziła sobie ze swoim podanie. Zaczęła co prawda od przełamania i prowadzenia 2:0, ale potem przegrała wszystkie swoje gemy serwisowe i partia zakończyła się wygraną Collins 6:3. Set numer trzy to ciąg dalszy "falowania" Ostapenko. Dwa razy wygrała swoje podanie "na czysto", a trzy razy... dała się przełamać. Collins grała bez fajerwerków, ale była bardziej stabilna i wygrała tę partię 6:4, a całe spotkanie w trzech setach. Reprezentantka Łotwy grała na tyle nerwowo, że w pewnym momencie poprosiła o obejrzenie piłki, która okazała się być... metr za linią. To wywołało uśmiech nawet na jej twarzy, bo rzadko zdarza się, żeby "przestrzelić" aż o tyle. Hurkacz i dalej pustka. Nie tak różowo w polskim tenisie