Dla Jaketariny Aleksandrowej ten rok jest wyjątkowy w całej karierze - niedługo obchodzić będzie 30. urodziny, a ledwie dwa tygodnie temu awansowała na rekordowe 15. miejsce na światowej liście. I patrząc na jej dyspozycję, wcale nie musi to być ostatnie słowo Rosjanki. Od początku stycznia już trzy razy wygrała z zawodniczkami z TOP 10 - najpierw w Adelajdzie z Jeleną Rybakiną, później w Miami z Igą Świątek i Jessicą Pegulą, Dziś miał być ten czwarty raz, w Stuttgarcie z Ons Jabeur. Tunezyjska gwiazda ma za sobą bardzo nieudany okres - ostatni mecz wygrała jeszcze w pierwszej połowie lutego w Abu Zabi. Później przyszły porażki w Dosze, Indian Wells, Miami i Charlestone - co jedna, to bardziej bolesna. Jeśli jednak miałaby się gdzieś przełamać, to właśnie na kortach ziemnych, tu grać potrafi jak mało kto. W trzech poprzednich sezonach na tej nawierzchni wygrała 41 z 52 spotkań, to bilans bardzo dobry. Jekaterina Aleksandrowa i Ons Jabeur - kiedyś były bliskie rywalizacji w Polsce Aleksandrowa i Jabeur są rówieśniczkami, ich kariery bardzo długo się ze sobą splatały. Grały już osiem razy, ale aż sześciokrotnie górą była Rosjanka. Mogły też zmierzyć się ze sobą kiedyś w Polsce, dziewięć lat temu w Sobocie pod Poznaniem, w turnieju ITF. Tyle że Aleksandrowa przegrała w pierwszej rundzie z Marią Sakkari, z Greczynkę pokonała w drugiej Jabeur, by później ulec Jelenie Ostapenko. Obie w 2017 roku wskoczyły do grona stu najlepszych tenisistek świata w rankingu WTA, ale krok do ścisłej elity zrobiła już tylko Tunezyjka. To Jabeur zaczęła czarować na korcie, by wreszcie niespełna dwa lata temu znaleźć się na drugim miejscu, tylko za plecami Igi Świątek. Można się było zastanawiać, jak tenisistka z północnej Afryki "poczuje" nawierzchnię w Porsche-Arenie w Stuttgarcie - szybką, nietypową dla kortów ziemnych. W swoich poprzednich startach meldowała się tu w ćwierćfinale i półfinale, przed rokiem szansę rywalizacji z Igą Świątek o finał zabrała jej kontuzja. Tunezyjka zaczęła rewelacyjnie, swoje podanie wygrała do zera, czarowała Aleksandrową skrótami. Tyle że taka dyspozycja nie trwała długo. Rosjanka parła do przodu, grała ofensywnie, wymuszała błędy rywalki. Już w trzecim gemie widać było zafrasowaną minę Jabeur, która nie była w stanie przejąć inicjatywy. To rywalka szybko ją przełamała, później miała kolejne break pointy na 4:1. Całą partię Aleksandrowa wygrała łatwo 6:2, wszystkie akcje, gdy trafiła w karo pierwszym serwisem, zostały zapisane na jej konto. Tunezyjka nie radziła sobie z jej płaskim serwisem, była bezradna. Koncertowa gra Rosjanki i nagle masa błędów. Zaskakujące sceny w Stuttgarcie, Jabeur dostała drugie życie Druga partia zaczęła się tak jak pierwsza - od świetnego gema Jabeur, wyrównania Aleksandrowej i przełamania w jej wykonaniu. Scenariusz wskazywał więc na szybki koniec, bo przecież nic w zachowaniu i grze byłej wiceliderki nie wskazywało na jakąś rewolucję. I nagle po jej czwartym gemie pojawiła się zaciśnięta pięść - wykorzystała pierwszą w całym meczu okazję do breaka, wyrównała na 2:2. Rosjanka zupełnie się pogubiła, zaczęła popełniać błędy, jakich w tym meczu nie było. Bo to przecież nie Tunezyjka wskoczyła na jakiś wybitny poziom, choć może błędów popełniała nieco mniej. U Aleksandrowej wpadka goniła wpadkę (12 niewymuszonych pomyłek w secie), za chwilę przegrywała już 2:4. Wydawało się przez moment, że znalazła równowagę, odrobiła stratę przełamania i... znów popadła w jakąś dziwną niemoc. Kolejny raz zaciśnięta pięść Tunezyjki oznaczała, że to jej udało się wyrównać na 1:1, po autowym zagraniu Rosjanki. Decydowała więc trzecia partia - i teraz już nie było łatwo wskazać faworytkę. Wreszcie serwis był wielkim atutem jednej i drugiej, aż do szóstego gema. Wtedy Jabeur została przełamana, co jednak nie wynikało akurat z jej słabszego podania, co złych decyzji w trakcie wymian. Zwłaszcza tej przy stanie 30:30, gdy po świetnym ataku zawahała się, czy biec do siatki. A gdy podjęła decyzję, było za późno. Aleksandrowa odskoczyła więc na 4:2, miała autostradę do drugiej rundy i starcia z Jasmine Paolini. I co się stało? Za chwilę kompletnie zawaliła swój serwis, przegrała gema do zera, zakończyła go podwójnym błędem. Tego nikt się chyba na trybunach nie spodziewał. To jednak Tunezyjka była na musiku, musiała triumfować w swoich gemach, by zostać w grze, wyrównywać. I dawała radę, doprowadziła do tie-breaka. A w nim Jabeur była już górą, popełniła mniej błędów, wytrzymywała pierwsze dwie, trzy wymiany z rywalką, czego nie umiała zrobić na początku meczu. Trzy autowe zagrania Aleksandrowej dały jej prowadzenie 3:0. I później dziewiąta rakieta świata już okazji nie zmarnowała, ostatni punkt zdobyła po kapitalnej akcji, głośno krzyknęła. Długo nic jej w tym meczu nie szło, była bezradna, ale koniec końców - to ona się cieszyła. I teraz zagra o ćwierćfinał z Jasmine Paolini.