Gdy w Dubaju Anna Kalinska najpierw pokonała Jelenę Ostapenko, później Coco Gauff, by w półfinale nie dać szans Idze Świątek, ze świata płynęły "ochy" i "achy". 25-letnia Rosjanka grała rewelacyjnie, ale przecież znakomitą dyspozycję pokazywała już wcześniej, choćby w Australian Open (ćwierćfinał). W obu amerykańskich tysięcznikach już tak dobrze nie było, choć na szybszym korcie w Miami Kalinska znów radziła sobie dobrze, przekonała się o tym choćby Ostapenko. Aż tuż przed spotkaniem o ćwierćfinał z Marią Sakkari wycofała się z rywalizacji. "Bardzo mi przykro, naprawdę nie mogłam się doczekać dzisiejszej gry. Ale niestety zdrowie mi na to nie pozwala. Dziękuję za Wasze wsparcie" - napisała ostatnia, do tamtego momentu, pogromczyni Igi Świątek. I wytłumaczyła swoją decyzję kontuzją uda. W Stuttgarcie Kalinska chciała już zagrać, ale nie zgłosiła się w pierwszym terminie, choć jej ranking pozwalał na grę w głównej drabince. W efekcie - trafiła tylko do eliminacji, za to miała tam numer jeden w drabince. Jej awans do głównej części zmagań wydawał się być formalnością. Ostatnie zwycięstwo Errani z tenisistą z szerokiej czołówki? W lutym 2018 roku. W Stuttgarcie niewielu na nią stawiało Pierwszą rundę, w sobotę, Rosjanka przeszła błyskawicznie. Mecz z 19-letnią Niemką z piątej setki rankingu Caroliną Kuhl był dla niej takim mocniejszym treningiem. Skończyło się na 6:1, 6:2. Tyle że dziś nie spodziewano się w sumie innego scenariusza, choć po drugiej stronie siatki stanęła Sara Errani, prawie dwukrotnie starsza od Kuhl, za chwilę skończy 37 lat. To postać, która w tenisie wiele znaczyła. W szczytowym momencie kariery była piąta na liście WTA w singlu, no i najlepsza w deblu. Trudno się jednak temu dziwić, skoro wygrała w grze podwójnej wszystkie Wielkie Szlemy, a nawet w singlu dotarła do półfinału Rolanda Garrosa. Mączka to więc jej ulubiona nawierzchnia, tu jeszcze przeważnie osiąga jakieś sukcesy, choć głównie w turniejach ITF. No i balansuje na granicy pierwszej i drugiej setki rankingu. Dlaczego więc nie miałaby sprawić sensacji w Stuttgarcie? Choćby dlatego, że po raz ostatni zawodniczkę z TOP 30 listy WTA ograła w... lutym 2018 roku, w meczu Fed Cup z Hiszpanią, była lepsza od Carli Suarez Navarro. Dramat Anny Kalinskiej w pierwszym secie. Sześć zmarnowanych piłek setowych, cztery przy... swoim serwisie Kalinska powinna była rozstrzygnąć to spotkanie w dwóch setach, zmarnowała ogromną szansę. Szczególnie ten pierwszy był kuriozalny, bo prowadziła z przełamaniem 4:2, później 5:3, a przy 5:4 już 40:15. Miała dwie piłki setowe i... obie zmarnowała. Przegrała cztery kolejne punkty, Errani wyrównała. Doświadczona Włoszka, wciąż bardzo charyzmatyczna, lubiąca dyskutować i głośno krzyknąć, wybroniła się też z kłopotów w kolejnym gemie, ale to czego dokonała w tie-breaku... Kalinska wygrywała 6:2, zdobyła sześć punktów z rzędu. Mało tego, za chwilę dwa razy serwowała i... nie mogła postawić kropki. To Errani, ku radości wielu kibiców, wyrównała, a później jednak "wzięła" seta ze sobą - wygrała 10:8. Gdy zaś Rosjanka zaraz na początku drugiej partii się przewróciła i poprosiła o przerwę medyczną, jej sytuacja wyglądała już bardzo źle. Tym bardziej, że po wznowieniu została przełamana. Zdołała jednak się ogarnąć, poprawiła jakość gry, trafiała w kort. Wygrała tego seta 6:3, doprowadziła do trzeciego. I gdy w nim wygrała pierwszego gema do zera, przy podaniu Włoszki, można już było zakładać jej awans. Errani jednak znów pokazała charakter, jak wiele razy w swojej karierze. Do końca meczu oddała faworytce tylko jednego gema, trzy razy ją przełamała. I to ona zagra w głównej części zmagań w Stuttgarcie. Kalinska ma zaś czego żałować. Nie dość, że nie zarobi punktów (i pieniędzy) w tym turnieju, to jeszcze nie dostanie szansy na rewanż Jasmine Paolini za dwie ostatnie porażki: w finale w Dubaju i Indian Wells. To Errani zagra ze swoją rodaczką, a zarazem... partnerką deblową. Ostatnio doszły wspólnie do półfinału w Miami, wcześniej wygrały turniej w Linzu.