Dwa wcześniejsze środowe starcia w ćwierćfinałach Mutua Madrid Open były w pewnym sensie niezwykłe. Iga Świątek po raz pierwszy od czterech lat przegrała seta do zera, po czym uspokoiła się i w dwóch kolejnych partiach ograła Madison Keys 6:3 i 6:2. Coco Gauff toczyła wyrównane i zacięte spotkanie z Mirrą Andriejewą, ich pierwsze od dwóch lat, by decydującym breakiem na 7:5 rozstrzygnąć pierwszego seta na swoją korzyść. W drugim zaś już całkowicie zdominowała rywalkę, ale pozwoliła uniknąć jej porażki 0:6. A gdy zeszły z kortu, po chwili pojawiły się na nim Elina Switolina i Moyuka Uchijima - uczestniczki trzeciego ćwierćfinału, w górnej części turniejowej drabinki. Niesamowita forma Eliny Switolina. Żadna zawodniczka na świecie nie ma obecnie takich statystyk na kortach ziemnych Gdy dziewięć miesięcy temu Switolina spotkała się z Uchijimą w Paryżu, w turnieju olimpijskim, sprawa awansu do drugiej rundy została rozstrzygnięta bardzo szybko. Tenisistka z Odessy wygrała wtedy 6:2, 6:1, ale przecież dla Japonki już sama kwalifikacja na igrzyska była dużym wydarzeniem. W ostatnim półroczu zrobiła olbrzymie postępy, była w stanie stoczyć dwa bardzo zacięte pojedynki z Coco Gauff, choć oba przegrane w tie-breakach w trzecich setach, odniosła kilka wartościowych zwycięstw. Błysnęła jednak w Madrycie, najpierw ogrywając Ons Jabeur i Jessicę Pegulę, wreszcie wczoraj - Jekaterinę Aleksandrową. Już sam pierwszy awans do ćwierćfinału turnieju WTA 1000 dał jej pewność awansu na 47. miejsce w światowym rankingu. A dziś przystąpiła do boju ze Switoliną z chęcią rewanżu za tamtą porażkę z Paryża. Pojawił się jednak znaczny problem. Może i Uchijima zrobiła postęp w tym czasie, ale reprezentantka Ukrainy znalazła się ostatnio w kapitalnej formie. Na nawierzchni, która nigdy jej jakoś szczególnie nie sprzyjała. Switolina najpierw wygrała na ziemi dwa mecze w Radomiu w turnieju Bllie Jean King Cup, później pięć w WTA 250 w Rouen, wreszcie już trzy w Madrycie. Wszystkie bez straty seta. I tę znakomitą passę podtrzymała, demolując na drugim co do ważności korcie na Caja Magica swoją rywalkę z Azji. WTA Madryt. Elina Switolina kontra Moyuka Uchijima, stawką półfinał turnieju. Rewelacja zawodów zatrzymana w 52 minuty Cały mecz Switoliny z Uchijimą potrwał zaledwie 52 minuty. Początek wcale nie zapowiadał takiego przebiegu, Uchijima zaczęła od trzech udanych akcji, za chwilę przełamała Switolinę. W kolejnym gemie prowadziła 40-30, mogła mieć już 2:0. I na tym jej "passa" się skończyła. Po tej kilkuminutowej rozgrzewce Switolina wskoczyła bowiem na wysokie obroty, całkowicie zdominowała to spotkanie. Minęło kilka minut, a już prowadziła 3:1, dwa razy przełamała Uchijimę. W kolejnym gemie, przegrywając 15-30, posłała dwa asy, a kolejnym wygrywającym serwisem podwyższyła na 4:1. Japonka starała się ryzykownie serwować, aby choć w tych swoich gemach pozostać w grze. Jednego wygrała, ale za chwilę już poległa. Pojawiły się podwójne błędy serwisowe, do tego w ważnych momentach. Jak choćby w ósmym gemie, przy 2:5 i 30-30. Za chwilę Switolina zapewniła sobie wygraną w tej partii, od pierwszej wymiany minęło zaledwie 26 minut. Ukrainka już w poprzednich spotkaniach, zwłaszcza z Jeleną Rybakiną, grała niemal perfekcyjnie taktycznie, zwłaszcza wtedy, gdy serwowała. Dziś nie dopuszczała praktycznie do żadnych wymian. Bach-bach - i było po wszystkim. Rzadko kiedy Uchijimie udawało się przetrwać dwa albo trzy zagrania Ukrainki. A Switolina powiększała przewagę, w czwartym, piątym i szóstym gemie straciła łącznie dwa punkty. Później Switlina już dokończyła dzieła - wygrała 6:2, 6:1, czyli dokładnie tak samo, jak dziewięć miesięcy temu w Paryżu. W czwartkowym półfinale zmierzy się albo ze swoją rodaczką Martą Kostiuk, koleżanką z reprezentacji Ukrainy. Albo z Aryną Sabalenką, na co wskazują wszystkie znaki na ziemi i niebie. Białorusinka jeszcze dotąd z Kostiuk nie przegrała, a Madryt to przecież jej teren, dwa razy podniosła tu puchar za zwycięstwo. Choć ukraiński półfinał też byłby na pewno czymś niezwykłym.