Partner merytoryczny: Eleven Sports

Pierwsza zagadka rozwiązana. Sabalenka w Pekinie, dostała wiadomość

Iga Świątek odpuściła rywalizację w Pekinie, co oznacza, że straci tysiąc punków w kolejnym rankingu WTA. I na pewno zbliży się do niej Aryna Sabalenka, ale jaki dystans będzie dzielić obie najlepsze tenisistki świata, przekonamy się dopiero w najbliższych dniach. W najgorszym dla Polki przypadku, jeśli Białorusinka wygra cały turniej, zaledwie 284 punkty. Wiceliderka światowego rankingu poznała właśnie swoją pierwszą przeciwniczkę. I będzie to tenisistka z Tajlandii, która ledwie dwa razy w karierze rywalizowała z zawodniczkami z końca pierwszej setki w rankingu.

Aryna Sabalenka zmierzy się w drugiej rundzie w Pekinie z Tajką Mananchayą Sawangkaew
Aryna Sabalenka zmierzy się w drugiej rundzie w Pekinie z Tajką Mananchayą Sawangkaew /Shi Tang/Jack Thomas/Getty Images

Dla Aryny Sabalenki sobotni mecz w drugiej rundzie turnieju WTA 1000 w Pekinie będzie pierwszym po tak szczęśliwym dla niej US Open. W Nowym Jorku wygrała swój trzeci turniej wielkoszlemowy w karierze, ale pierwszy poza Melbourne. I po pokonaniu Jessiki Peguli 7:5, 7:5 zapowiedziała, że jej kolejnym celem będzie odzyskanie pozycji rakiety numer jeden na świecie. Była już liderką rankingu WTA przez kilka tygodni zeszłej jesieni, ale straciła to miejsce na rzecz Igi Świątek.

Polka swój pierwszy ważny krok wykonała wtedy w Pekinie - wygrała turniej WTA 1000, zdobyła 1000 punktów. A później kapitalnie spisała się  kończącym sezon WTA Finals w Meksyku i wyprzedziła Sabalenkę. Ta zaś ma wielką szansę, by tej jesieni odwrócić sytuację.

Aryna Sabalenka już zmniejszyła straty do Igi Świątek. W Pekinie kolejny krok, a gra w Chinach jej leży

Obie miały walczyć w stolicy Chin o kolejne punkty rankingowe, ale Polka w ostatniej chwili - w zeszły piątek - poinformowała o rezygnacji z występu w China Open. Tłumaczyła to "sprawami osobistymi", prawdopodobnie nie odpoczęła fizycznie i mentalnie po bardzo trudnym lecie, w którym najważniejsze dla niej były igrzyska olimpijskie. Z Paryża zaś nie przywiozła złota, wywalczyła brąz. Do gry wróci dopiero - prawdopodobnie - w kolejnym "tysięczniku" w Wuhanie, dokąd tenisistki przeniosą się z Pekinu.

Sabalenka ma więc olbrzymią szansę, by zredukować straty do Polki, a te przecież jeszcze niedawno znacznie przekraczały 3000 punktów. W poniedziałek 8 października oficjalnie będzie mogło dzielić je niespełna 300 oczek, a to już bardzo niewiele.

Wszystko więc zależy od Sabalenki i tego, jak wypadnie w stolicy Chin. A przypomnijmy, że gra w "Państwie Środka" jej leży - w XXI wieku żadna inna tenisistka nie wygrała większej liczby spotkań w tym kraju od niej. A tyle samo - cztery: nasza Agnieszka Radwańska.

WTA Pekin. Dwie kwalifikantki grały o drugą rundę China Open. I o przywilej spotkania się z Aryną Sabalenką

Białorusinka już po losowaniu wiedziała, że pierwsza rywalka będzie dla niej stosunkowo niewielkim wyzwaniem, bo to zawodniczka z dalszych stref światowej listy. O prawo gry ze światową dwójką spotkały się bowiem dwie kwalifikantki: Zarina Dijas z Kazachstanu oraz Tajka Mananchaya Sawangkaew. Ta pierwsza ma 30 lat, jest znana w kobiecym tourze, kiedyś była 31. zawodniczką w rankingu WTA. Tyle że dawno temu, a po French Open w 2022 roku miała dwuletnią przerwę. Wróciła do gry, korzysta z zamrożonego rankingu, ale dotąd nie grała jak za dawnych lat. Była choćby w lipcu w Warszawie, po zaciętym, trzygodzinnym boju pokonała nasz Martynę Kubkę w pierwszej rundzie WTA 125, ale później rozbiła ją Maja Chwalińska (6:4, 6:0).

Mananchaya Sawangkaew /Lintao Zhang/Getty Images

Z drugiej zaś strony - Mananchaya Sawangkaew dopiero zbiera doświadczenie, niedawno po raz pierwszy awansowała do grona dwustu najlepszych tenisistek świata. Kiedyś doszła do ćwierćfinału juniorskiego Australian Open, wygrała trzy niewielkie turnieje ITF w swoim kraju. I... to właściwie wszystko. Ledwie dwa razy w karierze mierzyła się z zawodniczkami z TOP 100 rankingu: rok temu w Takasaki ograła Lindę Fruhvirtovą (wtedy WTA 89), a w lutym 2019 roku uległa w Fed Cupie... Zarinie Dijas (WTA 96). Tyle że sama miała wówczas 16 lat, a Kazaszka występowała w Wielkich Szlemach.

Teraz Dijas jest w szóstej setce rankingu, ale faworytkę ciężko tu było wskazać. Obie efektownie przeszły przez eliminacje, pokonały wyżej notowane przeciwniczki. Kazaszka szybko odskoczyła na 2:0, a później... została zdominowana przez rywalkę. Sawangkaew wygrała sześć kolejnych gemów w tym secie, od przełamania zaczęła drugą partię. Dijas jeszcze się odgryzła, znów prowadziła (3:2) i znów przestała funkcjonować. Skończyło się na 2:6, 3:6, w nieco ponad godzinę.

Pokonanie pierwszej rundy, po udanych eliminacjach, to już spory sukces 22-latki z Tajlandii. Największym "prezentem" będzie jednak możliwość konfrontacji z Aryną Sabalenką - już w sobotę.

Sabalenka pokonuje Navarro w dwóch setach i awansuje do drugiego z rzędu finału US Open/AP/© 2024 Associated Press
Zarina Dijas/AFP
Aryna Sabalenka/AFP
INTERIA.PL

Zobacz także

Sportowym okiem