Pierwsza partia? 7:5 dla Zuzanny Pawlikowskiej po 90 minutach zaciekłej batalii. Drugi set? Jeszcze dłuży. Tym razem porażka 6:7(3), a czas gry - w sumie blisko 3,5 godziny. Obie zawodniczki kontynuowały maraton również w decydującej odsłonie. Tu też nie obeszło się bez tie-breaku. Polka wygrała 7:5, broniąc po drodze dwie piłki meczowe. Dała popis niebywałej niezłomności, brnąc po zwycięstwo od stanu 1:5! Paolini pod ogromną presją, decydowały sekundy. Od razu wskazała na Igę Świątek Pawlikowska zaliczyła morderczy maraton. "Coś takiego już się nie przydarzy" Spotkanie trwało dokładnie pięć godzin i minutę. Wedle nieoficjalnych statystyk to trzeci najdłuższy pojedynek w historii kobiecej rywalizacji - bez podziału na kategorię rozgrywek. Absolutnym rekordem wszech czasów pozostaje konfrontacja Vicky Nelson - Jean Hepner z 1984 roku. Panie nie schodziły z kortu przez 6 godzin i 31 minut. - Jestem zmęczona i odczuwam trudy tego spotkania. W pewnym stopniu nadal do mnie nie dociera, co się wydarzyło. Wiem, że to mecz, który zapisał się w historii. Gdyby jednak trener nie powiedział mi, że był on tak długi, to po zejściu z kortu nie zdawałabym sobie z tego sprawy. Wiedziałam, że mecz się przeciągał, ale nie spodziewałam się, iż trwał aż pięć godzin - powiedziała Pawlikowska w rozmowie z TVP Sport. W rankingu WTA Polka klasyfikowana jest obecnie na 704. pozycji. Dzięki 15 punktom zdobytym w Egipcie przesunie się w najnowszym notowaniu o około 80 miejsc. Na koncie ma w tej chwili dwa tytuły w zawodowym tenisie. - Cały trzeci set grałam na adrenalinie, zmęczenie tylko narastało, ale żadna z nas nie chciała odpuścić. Emocje jednak powodowały, że te kwestie chodziły na dalszy plan. Myślę, że ten tytuł na długo zapadnie w mojej pamięci. W ciemno zakładam, że drugi taki mecz, tym bardziej finałowy, już raczej nie przydarzy mi się w karierze - tak polska nastolatka skwitowała mecz, w którym zarządzano w sumie cztery przerwy medyczne.