Pierwszy z sobotnich półfinałów miał dość zaskakujący scenariusz za sprawą bardzo nierównej gry obydwu tenisistów. Struff pokonał w nim rozstawionego z numerem siódmym Argentyńczyka Facundo Arguello 1:6, 6:0, 6:2. - Arguello świetnie rozpoczął ten mecz. W pierwszym secie grał po prostu świetnie i nie byłem w stanie go powstrzymać. Natomiast mnie zajęło naprawdę sporo czasu znalezienie mojego rytmu i sposobu na niego. Potem wszystko się odwróciło, bo w drugim i trzecim secie grałem już dobrze, dokładnie, po prostu tak, jak powinienem. Jedyne do czego mogę mieć zastrzeżenia to słaby procent skuteczności pierwszego serwisu. Ale wiedziałem, że on dobrze returnuje i będzie wywierał presję, więc postawiłem na siłę, a nie celność - powiedział po meczu Niemiec. Struff wystąpił w czerwonej koszulce i niebieskich spodenkach, co wzbudziło skojarzenia z barwami piłkarzy Bayernu Monachium. - Nie, to nie ma nic wspólnego z piłkarskimi sympatiami, bo już mówiłem tu, że zdecydowanie wolę barwy żółto-czarne, bo jestem kibicem Borussii Dortmund. Co ciekawe dzisiaj pierwszy raz wygrałem mecz, występując w czerwonej koszulce. Już kilka razy w niej grałem, ale zawsze ponosiłem porażki, a tym razem jest zwycięstwo - dodał Niemiec, który szybko po zwycięstwie udał się na odpoczynek do hotelu. Brown, obecnie 119. w rankingu ATP World Tour, awansował do finału singla po pewnej wygranej z Francuzem Lucasem Pouille 6:4, 6:4. - On gra podobny tenis do Arguello, którego mecz z Janem wcześniej oglądałem, więc mogłem spokojnie przemyśleć taktykę. I w sumie udało mi się szybko rozpracować jego grę, opartą na wysokim topspinie i agresywnym forhendzie. Ze względu na przyjaźń z Janem wspieramy się na trybunach, ale nie podzielam jego pasji piłkarskiej. Owszem, zdarza się, że razem z nim oglądam na turniejach piłkę, ale raczej do towarzystwa. Wolę czas spędzać przy komputerze, słuchając muzyki, albo oglądając seriale w telewizji. Z tych ostatnich raczej nie ma takiego, którego bym nie widział - powiedział Brown. Rundę wcześniej Niemiec wyeliminował Kamila Majchrzaka, startującego z "dziką kartą" 6:4, 6:2. 18-letni zawodnik Siemens Tennis Team jako jedyny z sześciu Polaków w turnieju głównym, nie odpadł w pierwszej rundzie. Na dodatek osiągnął pierwszy w karierze ćwierćfinał w imprezie zaliczanej do ATP Challenger Series i to od razu najwyższej rangi w cyklu - z pulą nagród 106 500 euro plus hospitality. Dwa tygodnie temu Majchrzak zdobył w Nankinie złoty medal w singlu podczas Młodzieżowych Igrzysk Olimpijskich. W Szczecinie w pierwszej rundzie przegrali inni posiadacze "dzikich kart" - Grzegorz Panfil o Rafal Teurer, a także trzej zwycięzcy kwalifikacji: Marcin Gawron, Błażej Koniusz i Mateusz Kowalczyk. Natomiast w grze podwójnej do ćwierćfinału dotarła para 18-latków Majchrzak i Jan Zieliński, brązowi medaliści z Nankinu. Finał rywalizacji singlistów zaplanowany jest na niedzielę, na godzinę 12.00. Stawką będzie czek na 15 300 euro oraz 125 punktów do rankingu ATP World Tour. Przegrany zawodnik zdobędzie premię w wysokości dziewięciu tys. euro oraz 75 punktów. Ze Szczecina Tomasz Dobiecki