"Plan był taki, żeby zagrać solidnie, co mi zdecydowanie nie wyszło. Miałam ją trzymać na bekhendzie, grać skróty. Nie potrafiłam się skoncentrować na tyle, żeby dokończyć niektóre uderzenia, stąd pojawiały się małe błędy. Mecz był bardziej zacięty niż to wynik pokazuje" - podkreśliła na konferencji prasowej Kania po porażce z Niemką Anniką Beck 2:6, 2:6. Do głównej drabinki dostała się z kwalifikacji, więc druga runda była jej piątym meczem na kortach im. Rolanda Garrosa. "Nie powiem, że byłam świeża, ale jestem dobrze przygotowana i pod tym kątem było ok" - zapewniła sosnowiczanka. Jak dodała, wyszła na kort z przekonaniem, że może wygrać z Beck, która wcześniej wyeliminowała Agnieszkę Radwańską. Mimo porażki docenia to, że w Paryżu po raz pierwszy w karierze przeszła do drugiej rundy Wielkiego Szlema. "Mierzę wysoko, poprzeczka jest coraz wyżej zawieszona, ale jestem zadowolona z tego" - skwitowała. Podczas French Open Kania występowała bez szkoleniowca. Towarzyszyła jej - jako sparingpartnerka - białoruska tenisistka Polina Piechowa. Wcześniej trenerem Polki był Francuz Hubert Choudury. "Ok. 10 dni przed Paryżem zakończyliśmy współpracę. To była moja decyzja. Rozstaliśmy się z klasą. Stwierdziliśmy wspólnie, że tak będzie lepiej i sądzę, że wyszło mi to na dobre. Nie myślę na razie o następcy. Koleżanka mi pomaga, bo to duży turniej. Z Poliną znamy się jak łyse konie, wygrałyśmy w Taszkencie debla. Dużo razem przeszłyśmy i mam nadzieję, że będzie mi towarzyszyć podczas Wimbledonu" - zaznaczyła Kania. Polce nie brakuje wiary we własne możliwości. Uważa, że obecnie jest na takim etapie, że mogłaby wygrać każdy mecz. "Ewentualnie Serena Williams byłaby naprawdę ciężkim orzechem do zgryzienia, ale to też jest możliwe. Tenisowo wszystko jest na swoim miejscu - serwis, forhend, bekhend, nogi wytrzymałe. Jedynie jeszcze mentalne sprawy minimalnie trzeba poprawić - koncentrację i solidność, ale to przyjdzie z meczami, powoli" - zaznaczyła.