Dla włoskich kibiców organizatorzy Internazionali d’Italia przygotowali w poniedziałek na Campo Centrale wyjątkową sesję dzienną. Zaczęło ją, jako przystawka, starcie Peyton Stearns z Naomi Osaką, które na hit się nie zapowiadało. A stało na doskonałym poziomie, było świetne, kończyło się tie-breakiem w trzecim secie, w którym Amerykanka wyciągnęła ze stanu 2-4 wynik na 7-4. A wcześniej i później wymiotowała, źle się czując w pełnym słońcu. I jakby tego było mało, okazując radość z wygranej... doznała kontuzji. A później zaczął się mecz Jasmine Paolini z Jeleną Ostapenko, z 90-minutowym poślizgiem. Jakby tego mało, to po jego zakończeniu do boju ruszył jeszcze Jannik Sinner. Nic dziwnego, że na największym korcie w stolicy Włoch pojawił się komplet widzów. I już podczas historycznego boju Jasmine dostali całą masę emocji. WTA Rzym. Jasmine Paolini - Jelena Ostapenko. Włoszka goni w rankingu Igę Świątek. I może ją wyprzedzić Dla 29-letniej Włoszki był to pierwszy mecz w Rzymie na poziomie czwartej rundy. Nawet jeśli w innych turniejach dochodziła do końcowych faz, tu jakoś nigdy jej się nie wiodło. Na Foro Italico wygrała zaledwie dwa z siedmiu spotkań, aż do tej edycji Italian Open. A teraz stawką jej spotkania z Jeleną Ostapenko być ćwierćfinał, a pewnie i coś więcej. Włoszka już wiedziała, że na tym etapie będzie czekać na nią Diana Sznajder, później w półfinale ktoś z tercetu: Peyton Stearns/Elina Switolina/Danielle Collins. Dlaczego o tym piszemy? Bo jeśli Włoszka wygra w weekend cały turniej, to zepchnie w rankingu WTA z czwartej pozycji Igę Świątek. A poniedziałkowa aktualizacja światowej listy będzie tą obowiązującą podczas losowania French Open. I wtedy Polka już w ćwierćfinale mogłaby wpaść na Arynę Sabalenkę czy Coco Gauff. Pierwszy krok Paolini już zrobiła, wygrała z nieobliczalną Jeleną Ostapenko, która rok temu a Foro Italico była w ćwierćfinale, a dwa lata temu - w półfinale. Łotyszka nie miała zbyt trudnej drogi do czwartej rundy, choć w swoim pierwszym starciu męczyła się z Rebeccą Sramkovą. Później miała jednak wolne, Laura Siegemund oddała mecz walkowerem. A na dobrą sprawę mistrzyni WTA 500 ze Stuttgartu mogła już tylko skupić się na singlu, bo w niedzielę odpadła z rywalizacji w grze podwójnej. Niepotrzebna Świątek czy Sabalenka. Fenomenalny bój w Rzymie. Aż zwymiotowała Ostapenko od początku grała na granicy szaleństwa - potężnymi uderzeniami starała się nie dopuszczać do żadnych wymian. I albo trafiała, notując łatwe punkty, albo nie trafiała, na czym korzystała Paolini. Początkowo wychodziła na tym bardzo dobrze, przełamała Włoszkę w piątym gemie, za chwilę prowadziła już 4:2. I miała dwa break pointy z rzędu w kolejnym gemie, które pozwoliłyby jej odskoczyć na 5:2, zapewne też załatwić sprawę seta. Wtedy zaś wszystko się zawaliło. Ostapenko pudłowała już na potęgę, przegrała tego gema, ale i dwa kolejne. W końcówce partii była poirytowana, przy stanie 5:5 uzyskała break pointa, po czym fatalnie spudłowała. Mimo że w Rzymie jest elektroniczny system sprawdzania śladów, Łotyszka i tak poprosiła o pokazanie tego na ekranie. Została wygwizdana, a Paolini i tak wygrała tego gema. Łotyszka nie była już sobą. W 12. gemie dała piłkę setową Włoszce popełniając podwójny błąd serwisowy. Obroniła się, ale za chwilę... popełniła dwa kolejne błędy. I przegrała seta 5:7. W tej partii miała 24 wygrywające zagrania i 30 niewymuszonych błędów, Paolini - 8 i 10. A drugi set już tak ciekawy nie był. Ostapenko prowadziła wojnę z kibicami na Campo Centrale. Gdy Paolini, już przy wyniku 2:0, posłała asa, Łotyszka znów domagała się pokazania śladu piłki. I zobaczyła go, piłka zahaczyła o linię. Jelena krzyczała coś w kierunku kibiców, ci już tylko buczeli i gwizdali. W taj atmosferze nie zdołała się podnieść, każde jej złe zagranie było oklaskiwane. Łotyszka przegrała to spotkanie 5:7, 2:6. mecz, w którym popełniła aż 47 błędów.