Ostrzą sobie zęby na triumf Świątek i spółki. „To historyczny rok polskiego tenisa”
Polskie tenisistki w najsilniejszym składzie meczem z Hiszpankami rozpoczną w środę, w Maladze walkę w Billie Jean King Cup. Działacze Polskiego Związku Tenisowego widzą w nich faworytki. – Jedziemy po historyczne zwycięstwo – twierdzi Mariusz Ozdoba, wiceprezes PZT. Zawodniczki tonują nastroje. – Zaczynamy od meczu z Hiszpankami, które grają u siebie. Nie będzie łatwych meczów – uważa Magdalena Fręch.
Polka w Billie Jean King Cup startuje od 2016 roku. W tym turnieju ma dodatni bilans. W singlach z trzynastu meczów wygrała siedem. W deblu ma trzy zwycięstwa i porażkę. W reprezentacji grała już przeciwko 13 innym drużynom narodowym.
W tym sezonie razem z Iga Świątek pokonały Szwajcarię, co dało Polkom przepustkę do finałów. Fręch po trzysetowej walce pokonała Celine Naef. Dwa mecze wygrała Światek, co przesądziło o awansie. W ubiegłym roku biało-czerwone też były w finałach, ale po porażkach z Kanadą i Hiszpanią odpadły w fazie grupowej. Wtedy jednak grały bez Świątek.
Teraz formuła rozgrywek jest inna. Osiem drużyn najpierw zmierzy się o awans do ćwierćfinału. Polki nie miały szczęścia i zmierzą się z gospodyniami - Hiszpanią. W kolejnej rundzie już czekają Czeszki. - Billie Jean King Cup to zupełnie inny turniej. Tam gramy dla drużyny i dla Polski. To wiąże się z dużo większymi emocjami i wysiłkiem mentalnym. Zmierzymy się z Hiszpankami, które grają u siebie. Bilety są wyprzedane, więc można też spodziewać się dopingu. To nie będą łatwe pojedynki. Na początek najważniejsze będzie po prostu wygranie pierwszego meczu - podkreśla Fręch.
Łodzianka jako rakieta numer 2 najpewniej zmierzy się z Jessicą Bouzas Maneiro (55. w rankingu WTA). Będzie to trzeci pojedynek tych tenisistek. W tym roku Polka wygrała 6:1, 6:4 w eliminacjach do turnieju w Cincinnati. Dwa lat temu w Walencji lepsza okazała się Hiszpanka - Fręch skreczowała przy stanie 0:6, 0:3.
Polska tenisistka na kort wróci po trzech tygodniach przerwy. Ostatni raz grała w Tokio, potem zakończyła sezon i pojechała na wakacje. Teraz wraca po pauzie i przyznaje, że nie będzie to łatwe. - Trochę trudniej zmotywować organizm, by wrócił do treningowego reżimu, zwłaszcza że prawdziwy okres przygotowawczy dopiero przede mną. Planowałam zagrać jeszcze w dwóch turniejach, ale z uwagi na to, że osiągnęłam wysoką pozycję w rankingu, wiedziałam, że mogę sobie pozwolić na przerwę. Stąd decyzja o wycofaniu się i o pełnej regeneracji przed turniejem Billie Jean King Cup - mówi Fręch.
Dlatego wynik z Bouzas Maneiro będzie stał pod dużym znakiem zapytania, tym bardziej że rywalka zagra u siebie. - Występy w kadrze to zupełnie inne obciążenie psychofizyczne. Jestem przygotowana i wiem, z czym to się wiąże. Zakończyłam sezon wcześniej. Teraz wracam, ale nie będzie to ława sytuacja - przyznaje Fręch.
Działacze PZT ostrzą sobie zęby na świetny wynik
Duże nadzieje ze startem w turnieju Billie Jean King Cup wiążą działacze Polskiego Związku Tenisowego. - W pierwszym meczu i trafiliśmy od razu na gospodynie. Dobrze byłoby, byśmy wygrali już po singlach, bo w deblu rywalki są bardzo mocne. Potem wpadamy na Czeszki, czyli wielokrotne triumfatorki tych zawodów. W obojętnie jakim składzie, przyjadą, to będzie kolejny niezwykle trudny mecz - uważa Dariusz Łukaszewski, prezes PZT.
I podkreślają, że udany występ w Maladze byłby znakomitym podsumowaniem świetnego sezonu dla polskiego tenisa. - To historyczny rok dla Magdy, która oprócz wygrania pierwszego w karierze turnieju, była na 22. miejscu w rankingu. Jej determinacja, upór i walka o wszystko tak się zakończyły. To historyczny rok, bo zdobyliśmy medal olimpijski. Mam trzy zawodniczki w czołowej 40 i jedziemy do Malagi po historyczne zwycięstwo - twierdzi Mariusz Ozdoba, wiceprezes PZT.
I dodaje: - Wśród panów jest oczywiście Hubert Hurkacz, coraz lepiej radzi sobie Maks Kaśnikowski, a Kamil Majchrzak stoi przed szansą powrotu do czołowej setki. W deblu Katarzyna Piter jest najwyżej w rankingu w swojej karierze, a wysoko jest też Janek Zieliński.