A przecież w Dubaju wszyscy liczyliśmy, że będąca w znakomitej formie Iga Świątek zdoła wygrać drugi turniej z rzędu, zaraz po tysięczniku w Dosze. W półfinale zmęczona Polka uległa jednak sensacyjnie Annie Kalinskiej 4:6, 4:6, a rywalka pokazała, że potrafi uderzać mocno i celnie. To jej wielka zaleta, ale też... bywa i wadą. Bo gdy Kalinska nie trafia, to ma spore kłopoty. Jak w niedzielę w Indian Wells. Z Jasmine Paolini grała w tym roku już dwukrotnie - najpierw pokonała Włoszkę w czwartej rundzie Australian Open, później przegrała z nią po zaciętym boju w finale w Dubaju. To miał być właśnie "polski finał", bo przecież niewysoka tenisistka z Półwyspu Apenińskiego ma polskie korzenie, jej babcia wyjechała z naszego kraju. Tymczasem Świątek w nim zabrakło. Obie grały wówczas nie tylko o 1000 punktów, ale też o największy triumf w karierze i pierwszy awans do grona dwudziestu najlepszych tenisistek świata. Udało się to Paolini - wygrała 4:6, 7:5, 7:5. Nowe piłki - zmora dla... serwujących. Dwa kolejne sety i zawsze to samo Dziś w Indian Wells doszło do rewanżu za to starcie. Niby grały ze sobą finalistki największego w ostatnich tygodniach turnieju, a jednak poziom momentami był zatrważająco niski. Głównie przez dyspozycję Rosjanki, która popełniała całą masę niewymuszonych błędów. Gdy Włoszka zagrywała w miarę bezpieczne piłki przez środek kortu, jej rywalka starała się od razu atakować. I nie trafiała. A dalsza część meczu pokazała, ze to było złe rozwiązanie. Bo gdy wymiany trwały dłużej, Paolini sama często nie wytrzymywała. W pierwszym secie do kluczowego przełamania doszło w zaskakującym momencie - akurat po zmianie piłek na nowe przed ósmym gemem. Powinny być atutem serwującej, a nie były. Po jednym zagraniu Rosjanki w taśmę i dwóch autach Paolini uzyskała trzy break pointy. Wykorzystała drugiego, też dzięki "pomocy" rywalki. I ten set zakończył się jej triumfem 6:3. Drugi zaś był kompletnym przeciwieństwem - teraz to Włoszka dostała nowe piłki przy stanie 4:3 dla Kalinskiej. I to ją zawiódł serwis, co rywalka za moment zamieniła na wyrównanie stanu na 1:1 w setach. Rosjanka straciła wielką szansę, prowadziła z przełamaniem w decydującym secie. I rzuciła rakietą w kort W tej sytuacji wydawało się, że Kalinska pójdzie już za ciosem i to ona jednak zdoła wywalczyć przepustkę do 1/8 finału. Popełniała mniej błędów niż we wcześniejszej fazie meczu, choć wciąż zdarzały się takie mocno irytujące, auty po teoretycznie łatwych zagraniach. A już na pewno była zdecydowanie bliżej triumfu po tym, gdy w piątym gemie zdołała jednak przełamać Włoszkę, która też powoli traciła koncentrację. Przy break poincie, po dłuższej wymianie, Paolini nie wytrzymała, jakby nie mogła zdecydować się, czy odegrać piłkę slajsem, czy może jednak dropszotem. Wyszło z tego coś pośredniego - Rosjanka od razu wykonała kończące uderzenie. I uzyskała prowadzenie, która... z miejsca straciła. Też w kuriozalnym stylu, po masie błędów, z podwójnym przy serwisie włącznie. Gdy zaś Paolini wygrała gema na 4:3, jej rywalka trzasnęła z całą siłą rakietą o kort. I to Włoszka ostatecznie wywalczyła awans, a ostatni gem w tym starciu wreszcie był godny dwóch zawodniczek aspirujących do bycia częścią światowej czołówki. Obie rzadziej się myliły, Paolini kapitalnie biegała, Kalinska "wymyśliła" w kluczowym momencie tak skuteczny skrót, którego trudno byłoby powtórzyć komukolwiek na świecie. Po to, by za chwilę kolejnego wyrzucić na aut. Paolini miała jedną piłkę meczową, później drugą - w obu też toczyły się kapitalne wymiany. Wykorzystała trzecią, po drugim z rzędu fatalnym błędzie rywalki. I to ona zagra w czwartej rundzie z Anastazją Potapową. Będzie faworytką, ma już serię ośmiu wygranych meczów z rzędu.