W lutym 2020 roku opinia publiczna w Tunezji wprost nazywała Jabeur zdrajczynią. - To był dla mnie bardzo trudny czas. Grożono mi śmiercią tylko dlatego, że postanowiłam zagrać mecz w tenisa - wspomina tamten czas 27-latka. ZOBACZ TAKŻE: Dziwny pomysł na MŚ. "Za bardzo przyzwyczailiście się do dobrego" Wtedy Jabeur została oskarżona przez Ministra Spraw Zagranicznych swojego kraju, o zachowanie sprzeczne z oficjalnym stanowiskiem tunezyjskiego narodu. W jaki sposób było to zachowanie sprzeczne? Otóż w tamtej edycji turnieju Fed Cup(dzisiaj znanego pod nazwą Billie Jean King Cup) jedną z przeciwniczek tenisistki była zawodniczka pochodząca z Izraela. Tunezja nie uznaje Izraela jako państwa, w geście solidarności z zaprzyjaźnionym arabskim krajem, Palestyną. - Odmawia się jakiejkolwiek formy relacji z podmiotem syjonistycznym, nawet jeśli chodzi o mecze sportowe. Udział kobiecej reprezentacji tenisa w meczu z izraelskim podmiotem okupacyjnym jest uważany za naruszenie zobowiązań Tunezji wobec sprawiedliwej sprawy palestyńskiej - powiedział wtedy w swoim oświadczeniu wspomniany wcześniej minister. Sytuacja już wtedy była napięta, bo miesiąc wcześniej w stolicy kraju trzy mecze jako reprezentant Izraela zagrał Aaron Cohen, który był w stanie przejść tunezyjską granicę dzięki francuskiemu paszportowi. Jabeur jednak postawiła na swoim i zagrała z Izraelkami w czasie turnieju rozgrywanego w Helsinkach. To sprawiło, że wokół jej osoby rozpętało się małe piekło. Ons Jabeur przeżywała piekło we własnym kraju, teraz jest bohaterką - Oczywiście to była bardzo trudna decyzja. Nie dostałem wyboru czy grać czy nie, bo wiedziałam, że jeśli nie wyjdę na ten mecz, to zostanę surowo ukarana. Otrzymywałam groźby śmierci, mnóstwo takich wiadomości, sprawa była naprawdę poważna. Nie wiem czy ktokolwiek z zewnątrz jest w stanie to zrozumieć, bo to wyszło już daleko poza tenis - tłumaczy 27-latka. Minęły jednak dwa lata, emocje opadły i teraz Jabeur cieszy się w kraju nieprawdopodobną wręcz popularnością. Eskalacja tej miłości przypadła na tegoroczny Wimbledon, wyśmienity w wykonaniu zawodniczki, która dotarła aż do finału, zostając pierwszą Afrykanką i Arabką, której udała się ta sztuka w turnieju wielkoszlemowym. Tenisistka "przejęła" wszystkie media w kraju i obecnie ma ogromny wpływ na wzrost popularności tenisa w kraju. Po tym osiągnięciu została oficjalnie zaproszona przez głowę tunezyjskiego państwa, Kaisa Saieda, który uhonorował ją orderem za zasługi na rzecz państwa i osiągnięcia sportowe. - Jesteś mistrzynią, która dumnie reprezentowała honor Tunezji. Jesteś idolką młodych Tunezyjek i Tunezyjczyków - mówił wtedy prezydent. Otrzymała nawet specjalny przydomek - "Minister Szczęścia", nawiązujący do radości, jaką daje rodakom swoimi występami. Teraz celem Jabeur jest zrobienie kolejnego kroku i zdobycie pierwszego w karierze szlema. W pierwszej rundzie US Open zagra z Amerykanką Madison Brengle.