Małgorzata, Marek, Rafał i Roman już mieli swój wielki moment podczas tego turnieju, gdy przykuli uwagę operatora transmisji, a także fotoreporterów i w rezultacie ich zdjęcia trafiły nawet do agencji. Jednak nie było w tym przypadku, bo z pomysłem wyszykowali się do roli kibiców podczas meczu Igi Świątek z Emmą Raducanu. - Koszulki przygotowali pan Roman z Rafałem - wskazała Gosia. - Byliśmy przygotowani też na mecz Huberta Hurkacza, ale nie dostaliśmy się na kort na jego mecz z Joao Fonsecą, bo była tak ogromna kolejka - ubolewała. Polscy kibice "wyłowieni" w Paryżu. Zrobili show, przykuli uwagę Można powiedzieć, że tę stratę nieco powetowali sobie na pojedynku obrończyni tytuły i królowej French Open ostatnich lat. Zdecydowali się jeszcze głębiej sięgnąć do portfela, ale po reakcji całej czwórki widać było, że nie żałowali. - Oczywiście Iga Świątek była dla nas priorytetem, więc dodatkowo kupiliśmy specjalne bilety, razem z pakietem hospitality, który umożliwił nam wejście do salonu. Fakt, cena poszybowała w górę, ale to była dodatkowa gratka - opowiadali po tym, jak umilili sobie swój trzydniowy pobyt na wielkoszlemowym turnieju w stolicy Francji. Marek: - Jestem tu pierwszy raz, kompleks robi niesamowite wrażenie. Niesamowite! - podkreślił z uznaniem, by zaraz potem wziąć na tapet Magdalenę Fręch. Trafiliśmy na siebie właśnie tuż po przegranym spotkaniu przez naszą obecnie drugą najlepszą singlistkę na świecie, w którym musiała uznać wyższość utytułowanej Czeszki, Markety Vondrousovej. Do wydarzeń na korcie od razu analitycznie poszedł Rafał. - Widać było, że Marketa fizycznie była silniejsza od Magdy. W końcówce, gdy potrzebne było dopięcie tych kilku piłek, Magda miała już tego wszystkiego dość. A Czeszka wyczuła tę chwilę, gdy można było dołożyć i ją wykorzystała. Zabrakło drobiazgów, ale taki jest sport. Radość po meczu Igi Świątek przerwana, polscy kibice wchodzą do gry Wtórował mu Roman: - Ciekawy mecz, po którym nawet, pomimo porażki, nie jest źle. Kibice byli zadowoleni. Magda Fręch zrobiła bardzo duży postęp, jest drugą siłą w naszym kobiecym tenisie. Zwłaszcza mentalnie jest silna, lepsza pod tym względem niż Magda Linette - ocenił starszy mężczyzna. Jego diagnoza spotkała się z aprobatą ze strony najmłodszego w tym gronie mężczyzny. - U Magdy Fręch widać właśnie tę głowę. Przegra 0:6, ale staje do walki i dalej nie odpuszcza. A z części zawodniczek, po porażce do zera, schodzi powietrze, górę biorą emocje i jest po meczu. U Fręch widać, że nawet gdy zacznie przegrywając, to jest szansa na odwrócenie losów - orzekł Rafał. W pewnym momencie, gdy trener Polki Andrzej Kobierski zadbał o to, by dostarczyć naszej zawodniczce odżywkę z magnezem, o czym później więcej opowiadała sama Fręch, zgodnie uznali ten moment za nadzieję, że rodaczka "dotankuje paliwo do pełna" i pójdzie po wygraną. Roman przypomniał sobie, że kilka lat temu był świadkiem scen, podczas turnieju Australian Open, które do dzisiaj ma przed oczami. - Na żywo oglądałem mecz Kamila Majchrzaka z Keiem Nishikorim. Polak prowadził w setach 2:0 i dostał skurczów. Prosił, żeby coś mu podali, a ja byłem tuż za trenerami. Nie mieli co, a on krzyczał, by choć dostarczyli mu banana. I co zrobił? W piątym secie skreczował, po prostu nie wytrzymał, a tak pięknie grał. Proceder z biletami na Roland Garros. Rafał ze Świecia o szczegółach Pierwszy raz Fręch na żywo oglądała Małgorzata, co trochę zdziwiło, gdy okazało się, że nasza rodaczka od kilkunastu lat nie przepuściła ani jednej edycji paryskiego turnieju. - Jestem tutaj już po raz czternasty lub piętnasty z rzędu, tak więc czuję się na Rolandzie Garrosie bardzo komfortowo - uśmiechnęła się. Zaintrygowało mnie, czy dla kogoś takiego, kto z taką regularnością jest tutaj stałym bywalcem, obecność w tym wyjątkowym miejscu wciąż wywołuje ponadprzeciętny zachwyt, a może wszystko stało się już rutyną i chlebem powszednim? 1:6 na start, niespodzianka na Roland Garros. Tenisistka z TOP 10 za burtą - Zawsze jestem bardzo szczęśliwa, gdy mogę tu być. To wspaniały czas, szansa na oderwanie się od rzeczywistości, przeniesienie się w świat tenisa i niemyślenie o niczym innym. Jednak chyba ten pierwszy i drugi raz był najbardziej magiczny, ale tak jest ze wszystkim, prawda? Natomiast zawsze lubię tu być i za każdym razem warto tu przyjechać - zarekomendowała ten jeden z czterech wielkoszlemowych turniejów. Dzięki naszym rozmówcom dowiedzieliśmy się, jakie haczyki czekają na wielu z tych, którzy zostają szczęśliwymi wylosowanymi, w następstwie czego pojawia się przed nimi możliwość zakupu biletów. Oczywiście z pewnymi ograniczeniami, by na przykład jedna osoba nie mogła nabyć biletów na tydzień wyłącznie na kort centralny i pozostałe dwa, najbardziej prestiżowe w kompleksie. - Dalej też była zabawa, bo gdy zalogowałem się do systemu bodaj o godzinie 10:05, byłem na 450-tysięcznym miejscu w kolejce. Dlatego, gdy już dorwałem się do biletów, pozostała tylko nocna sesja, więc wzięliśmy cztery bilety na Philippe'a Chatriera - opowiada nam Rafał, delegowany w grupie do tej roli. Okazuje się jednak, że także przy okazji tej rangi wydarzenia, system jest niedoskonały, bo wprawdzie bilety w mgnieniu oka zniknęły, ale... Nasz rozmówca zastanawia się, jak wygląda ten proceder. Czy trudnią się nim zorganizowane grupy przy pomocy podstawionych osób, a może jest to dużo bardziej zautomatyzowana operacja, za którą stoją boty, a więc krótko mówiąc programy komputerowe, zaprogramowane na określone działania. - Finał był taki, że biletów z odsprzedaży było dosyć dużo do kupienia. My, z tego co widziałem, nabywaliśmy je z adresów z Algierii i Gruzji - odparł nasz rozmówca ze Świecia. Artur Gac, Paryż