Serb został dopiero ósmym tenisistą w historii, który ma w dorobku co najmniej jeden triumf w każdej imprezie tej rangi. Warto podkreślić, że wygrał czwarte z rzędu zawody Wielkiego Szlema (ostatnio w 1969 roku udało się to Australijczykowi Rodowi Laverowi). Znacznie lepiej rozpoczął Murray. Nie minęło 20 minut, a prowadził już 4:1! Po chwili Serb poderwał się do walki, wygrał pierwszego gema przy swoim serwisie, a w kolejnych grał lepiej, lecz Szkot nie roztrwonił zaliczki. W drugiej partii Djoković niepodzielnie rządził na korcie. Świetnie grający do tej pory Murray (tylko sześć niewymuszonych błędów w I secie) zupełnie się pogubił. Wygrał tylko jednego gema przy swoim podaniu i przegrał drugą partię 1:6. Szkot rozpoczął trzeciego seta pewnie wygrywając swojego gema serwisowego, ale przegrał pięć kolejnych gemów, a po chwili także seta. Nie potrafił odzyskać rytmu gry z pierwszej partii. Poderwał się do walki dopiero przy stanie 2:5. Djoković najwyraźniej stracił koncentrację i w efekcie przegrał dwa gemy z rzędu, ale w kolejnym wykorzystał atut serwisu i po trzech godzinach miał pierwszą piłkę meczową. Zaryzykował serwisem, ale popełnił podwójny błąd, a w kolejnej wymianie wyrzucił piłkę na aut. Następnej okazji jednak już nie zmarnował. Tuż po jego zakończeniu Djoković - nawiązując do gestu Gustavo Kuertena - narysował na korcie rakietą serce, po czym się położył w nim. Brazylijczyk zrobił tak w 2001 roku, gdy po raz trzeci wygrał French Open. Był to 34. pojedynek obu tenisistów. Serb wygrał 24 razy. Siedmiokrotnie zmierzyli w wielkoszlemowym finale. Tu bilans także jest korzystniejszy dla zawodnika z Belgradu - 5-2. Za niedzielne zwycięstwo pierwsza rakieta świata otrzyma czek na dwa miliony euro. Murray dostanie premię o połowę mniejszą. Finał Novak Djoković (Serbia, 1) - Andy Murray (W. Brytania, 2) 3:6, 6:1, 6:2, 6:4