Początek roku nie był udany dla Magdy Linette - nie powtórzyła sukcesu z poprzedniego Australian Open, miała problemy w początkowych fazach kolejnych turniejów. Do dziś w żadnym z nich nie pokonała dwóch przeciwniczek, choć może stać się to właśnie teraz: w Karolinie Południowej. Poznanianka w poniedziałek pokonała w Charleston pierwszą rywalkę, wygrała w dobrym stylu z Petrą Martić 6:3, 6:4. Już we wtorek zmierzy się z Ukrainką Dajaną Jastremską. Jednocześnie zaś w tym samym turnieju - i tego samego dnia - Polka straciła rekord, który wciąż widniał w tabelkach WTA. Blisko cztery godziny na korcie, zwroty akcji w dwóch ostatnich setach. Publiczność wiwatowała, Amerykanka gra dalej To właśnie na początku lutego w turnieju WTA 500 w Abu Zabi 33-letnia tenisistka, tak się wydawało, była blisko awansu do ćwierćfinału. Toczyła morderczy bój z Brazylijką Beatriz Haddad Maią, pierwszego seta wygrała w tie-breaku rywalka, w drugim Polka odpowiedziała tym samym. Te dwie partie, pełne wymian i rywalizacji na przewagi, trwały 2 godziny i 47 minut. W ostatniej partii, przy stanie 1:1, poznanianka miała break-pointa, podobnie jak i we wszystkich pozostałych gemach do końca meczu. I przegrała 1:6, a gdy obie zmęczone schodziły z kortu, zegar pokazywał 3 godziny i 42 minuty. W poniedziałek wieczorem polskiego czasu na kort w Charleston wyszły: Holenderka Arantxa Rus i Amerykanka Katie Volynets. Faworytką byłą ta druga, choć przecież na nietypowej, ciemnej mączce, miała już w nogach dwa spotkania w eliminacjach. Volynets z roku na rok czyni jednak postępy, w tym sezonie ograła już m.in. Mirrę Andriejewą czy Ons Jabeur. I to ona wygrała dość gładko pierwszego seta 6:2, w drugim zaś prowadziła najpierw 4:2, a później 5:4 z przełamaniem. I serwowała po meczu. Doświadczona Holenderka odrobiła jednak stratę podania, a w kuriozalnym tie-breaku triumfowała 8:6, Kuriozalnym, bo zaledwie 3 z 14 punktów zdobyły zawodniczki serwujące. Doszło więc do trzeciego seta, równie zaciętego i równie pełnego zwrotów akcji. Teraz to Rus przełamała rywalkę na 6:5 i serwowała, by jednak przegrać gema na przewagi. O awansie zadecydował kolejny tie-break, w którym Holenderka prowadziła 5:2, a przy stanie 6:4 miała dwie piłki meczowe. I... przegrała 6:8. Koniec spotkania, w Polsce środek nocy. WTA podało oficjalną długość spotkania Gdy zawodniczki kończyły to starcie, oficjalna grafika WTA wskazywała, że mecz trwał 3 godziny i 41 minut, a sam ostatni set... aż 99 minut. W Polsce dochodziła pierwsza w nocy, a niemal od razu WTA w mediach społecznościowych ogłosiło, że jednak padł nowy rekord długości meczu w całym sezonie - czas skorygowano oficjalnie na 3 godziny i 43 minuty. Warto tu jednak zaznaczyć, że to najdłuższy mecz w turniejach o randzie WTA 250 i większej, bo w tych niższych zdarzały się już i dłuższe starcia. Nawet w challengerach WTA, czyli turniejach WTA 125. Choćby w zeszłym tygodniu w San Luis Potosi w Meksyku - Rumunka Anca Todoni pokonała w pierwszej rundzie Hiszpankę Sarę Sorribes Tormo 5:7, 7:5, 7:6 (5) po meczu trwającym... 4 godziny i 14 minut. A to już czas, w którym często zamykają się pięciosetowe boje mężczyzn w turniejach Wielkiego Szlema.