W minionym tygodniu Maks Kaśnikowski był rozstawiony z "1" podczas turnieju ATP Challenger 75 w Calgary. Polak był już o krok od awansu do półfinału, prowadził 5:3 w trzecim secie starcia z Govindem Nandą, miał dwa meczbole. Przy drugiej okazji na zamknięcie pojedynku od szczęścia dzieliła go... taśma. Piłka tak się odbiła, że poleciała do korytarza deblowego. Od tego momentu nastąpił zwrot akcji na korzyść Amerykanina, który nie oddał tenisiście z Warszawy już ani jednego gema do końca spotkania. Nasz reprezentant szybko dostał okazję na zapomnienie o tamtej bolesnej porażce, bowiem już w tym tygodniu czekało go kolejne wyzwanie - zmagania tej samej rangi, tyle że w Sioux Falls. Polski zawodnik trafił w pierwszej rundzie na bardzo ciekawą postać. W nocy z wtorku na środę naszego czasu zmierzył się z Kylem Edmundem. Brytyjczyk był już w przeszłości na 14. miejscu w rankingu ATP, potrafił pokonać m.in. Novaka Djokovicia. Miał świetną karierę juniorską, zdobył dwa tytuły wielkoszlemowe w grze podwójnej - US Open 2012 i Roland Garros 2013. Obecnie 29-latek znajduje się już jednak w zupełnie innej rzeczywistości, doświadczony licznymi kontuzjami. Plasuje się na 334. pozycji w męskim zestawieniu, o 166 lokat niżej od Kaśnikowskiego. Musiał liczyć na dziką kartę, by móc wystąpić bezpośrednio w głównej drabince turnieju rangi ATP Challenger 75 rozgrywanego w Stanach Zjednoczonych. Z kolei Maks został rozstawiony z "4" w zmaganiach w Sioux Falls. Kyle Edmund pokonał Maksa Kaśnikowskiego. Porażka Polaka w ATP Challenger 75 w Sioux Falls Już początek spotkania zwiastował, że Polak nie będzie miał łatwo ze zdecydowanie bardziej doświadczonym zawodnikiem. W trzecim gemie Edmund obronił dwa break pointy, a chwilę później sam przełamał i zrobiło się 3:1 dla reprezentanta Wielkiej Brytanii. W następnych minutach Kaśnikowski zdołał odrobić stratę i sytuacja uległa wyrównaniu. Dziesiąty gem przyniósł spore emocje. Kyle wywalczył sobie prowadzenie 40-0 przy serwisie 21-latka, miał trzy setbole. Od tego momentu nasz tenisista wygrał jednak pięć akcji z rzędu i wybrnął z podbramkowej pozycji. Ostatecznie o losach premierowej odsłony decydował tie-break. Początek rozgrywki do siedmiu wygranych punktów nie układał się po myśli Maksa. Przegrywał 1-4, potem 3-5. Mimo to jako pierwszy wywalczył sobie setbola w tie-breaku. Brytyjczyk obronił pierwsze dwie okazje, ale przy trzeciej nie miał już nic do powiedzenia. Polak posłał kapitalny return, który dał mu zwycięstwo w partii 7:6(7). Początek drugiego seta wyglądał podobnie, Edmund wyszedł na prowadzenie 3:1. Różnica polegała jednak na tym, że Brytyjczyk wyraźnie podniósł poziom swojej gry, momentami przypominał swoją dawną świetność. Z łatwością potrafił generować uderzenia kończące z różnych stref kortu. Chociaż Polak słynie z bardzo dobrej defensywy, to do niektórych piłek nie był w stanie dochodzić. Szybko zrobiło się 5:1 dla Kyle'a. Wtedy Maks zerwał się jeszcze do walki. Wygrał trzy gemy z rzędu i wywarł lekką presję na przeciwniku. Drugiej szansy na zamknięcie seta przy własnym podaniu 29-latek już jednak nie zmarnował. Rezultatem 6:4 doprowadził do decydującej odsłony. Po pierwszym, dość łatwo wygranym gemie przez Kaśnikowskiego, wszystko zaczęło się rozgrywać na warunkach Edmunda. Tym razem Kyle nie zaliczył już żadnego przestoju, punktował Polaka do samego końca. W efekcie w trzecim secie nie obejrzeliśmy już zbyt dużo wyrównanej walki. Brytyjczyk zgarnął sześć ostatnich gemów i zwieńczył spotkanie rezultatem 6:7(7), 6:4, 6:1, kończąc tuż przed godz. 1:00 czasu polskiego. Dla naszego reprezentanta było to kolejne bardzo cenne doświadczenie, które powinno zaprocentować w przyszłości.