Trzy meczbole, turniejowa "5" już się żegnała z Pekinem. Wrócił koszmar z Seulu
Poniedziałkowe zmagania na korcie Lotus w Pekinie były naznaczone dramatami - najpierw do gry nie przystąpiła deblowa para numer 1 w turnieju ATP, później kontuzji w meczu z Emmą Navarro doznała Lois Boisson, wreszcie skreczowała też Camila Osorio, w starciu z Igą Świątek. Hitowy mecz Jessiki Peguli z Emmą Navarro odbył się w całości, ale tu dramat przeżyła Brytyjka. Miała trzy piłki meczowe, ostatnią przy swoim serwisie. I powtórzyła się historia z jej meczu sprzed 10 dni z Seulu, gdy rywalizowała z Barborą Krejcikovą.

W całej swojej karierze Emma Raducanu wygrała tylko trzy z 22 spotkań z zawodniczkami z najlepszej dziesiątki rankingu WTA - mimo że jest przecież wielkoszlemową mistrzynią z Nowego Jorku. W zeszłym sezonie pokonała na trawie Jessicę Pegulę, później słabnącą już Marię Sakkari, w tym roku zaś w Miami ograła Emmę Navarro. I to tyle - ostatnich osiem takich potyczek przegrała: z Igą Świątek, Aryną Sabalenką, Coco Gauff czy Amandą Anisimovą.
W US Open z drabinki wyrzuciła ją Jelena Rybakina, to wtedy zapytano Brytyjkę o te mecze z gwiazdami. Bo z innymi zawodniczkami, też z szeroko rozumianej czołówki, potrafiła sobie jednak radzić. - Przegrałam dwa razy z Igą Świątek, Aryną Sabalenką, teraz z Jeleną. To dla mnie bardzo trudne, ale w tym samym czasie muszę patrzeć na to, że to po prostu w tym momencie moje miejsce, gdy spojrzymy na ranking. Mogę grać z czołowymi rywalkami w pierwszych trzech rundach. Teraz po prostu postaram się zrobić wszystko najlepiej, pracować jak tylko potrafię aż do Australii, żeby zamknąć tę przestrzeń między nami - mówiła.
Taką szansę dostała teraz w Pekinie - znów w trzeciej rundzie. Jej rywalką była Jessica Pegula. I Brytyjka już praktycznie przełamała tę niemoc w starciu z gwiazdami, miała trzy piłki meczowe.
A skończyło się znów tak samo.
WTA 1000 w Pekinie. Emma Raducanu kontra Jessica Pegula. Zaskoczenie na korcie Lotus, turniejowa "piątka" w opałach
Trudno wyjaśnić to, co stało się w Pekinie, choć pewnie łatwiej będzie, jeśli spojrzy się na mecz Emmy Raducanu w Seulu z Barborą Krejcikovą. Wtedy mierzyły się w drugiej rundzie, na rywalkę czekała już Iga Świątek. Brytyjka miała trzy meczbole, a przegrała.
Teraz Emma spisywała się znakomicie - zwłaszcza w swoich gemach serwisowych. Podanie było jej atutem, Pegula często była zaskakiwana mocą i precyzją serwisów rywalki. Raducanu odskoczyła na 4:1, miała break pointa na 5:1. to wtedy przytrafił się jej przestój, Pegula odrobiła niemal wszystkie straty, doprowadziła do 3:4, później było po 30-30.
I Amerykanka pomogła rywalce, najpierw nieudanym slajsem niemal spod siatki. A później nie wybroniła się po ataku Raducanu. Brytyjka wygrała ostatecznie tę partię 6:3.

W drugim secie to też Emma jako pierwsza wywalczyła breaka, ale Pegula od razu odpowiedziała tym samym. Mecz zyskał na emocjach, publiczność raczej głośniej reagowała owacjami po zagraniach Raducanu. Pegula poprawiła swój serwis, to ona uciekała na gema przewagi. A Brytyjka ją goniła.
Raducanu udźwignęła jednak presję, doprowadziła do tie-breaka - znów znakomitymi serwisami.
Brytyjka w tym roku ma ujemny bilans spotkań, które rozstrzygały się w trzech setach, przegrała też trzy ostatnie takie potyczki. Tego trzynastego gema w secie zaczęła źle, Pegula cieszyła się po dwóch pierwszych akcjach. A później wszystko się odmieniło. Raducanu dwukrotnie wygrała dłuższe akcje po serwisach Amerykanki, świetnie zaatakowała bekhendem po linii, później dopięła swego w bardzo długiej wymianie. I poprawiła swoimi serwisami - na 5-2. Takiej przewagi nie powinna już zmarnować, czwarte w karierze zwycięstwo nad zawodniczką z najlepszej dziesiątki było już tak blisko.
Amerykanka wygrała obie akcje po swoich serwisach, zrobiło się 5-4. Brytyjka miał dwa serwisy, a to był przecież jej atut przez całe spotkanie. I nagle dopadła ją presja, posłała piłkę dwa razy z rzędu niemal w to samo miejsce, tuż za linię kara serwisowego. A to oznaczała 5-5. Za moment zdołała jednak rozrzucić Pegulę, była mistrzyni US Open dostała piłkę meczową. Emocje sięgnęły zenitu, Amerykanka miała drugie podanie, return był bardzo mocny. A jednak Jessica zdołała przystawić rakietę, piłka idealnie w nią trafiła.
To było naprawdę dobre spotkanie, a końcówka seta - wręcz wyśmienita. Raducanu obroniła za moment piłkę setową, Pegula zaś meczową. Mimo bardzo trudnej sytuacji, będąc w głębokiej defensywie. Za chwilę jednak wyrzuciła bekhend na aut, mimo że Brytyjka już też tylko się broniła. Raducanu dostała trzecią szansę na awans, ale pierwszą przy własnym serwisie. I... już za moment był remis 9-9, musiały grać dalej. Po zmianie stron to jednak Pegula dołożyła dwa brakujące oczka. Wygrała seta, przedłużyła swoje nadzieje na czwartą rundę.

Tydzień temu Raducanu przeżyła już taki koszmar - w Seulu prowadziła z Barborą Krejcikovą 6:4 i 5:2, też miała trzy piłki setowe, dwie w tie-breaku tego drugiego seta. Wtedy przegrała go 10-12, podłamała się, w trzeciej partii była już cieniem samej siebie.
A teraz po trzech akcjach zrobiło się 0-40, popełniła podwójny błąd. I za moment przegrywała już 0:1.
Ten tie-break znów odegrał taką samą rolę, jak tydzień temu. Załamał byłą mistrzynię US Open, a Pegula grała jak natchniona. W trzecim secie miała 12 winnerów i tylko trzy niewymuszone błędy. Wygrała 6:0, awansowała do czwartej rundy. I o ćwierćfinał zagra z Martą Kostiuk.














