Wojsko na ulicach, a Polak gra turniej życia. Kolejny koncert, już 36:8 w setach
Mozambik, biedny kraj w południowo-wschodniej w Afryce, nie jest teraz miejscem bezpiecznym, w czwartek policja tłumiła na ulicach zamieszki. Przyszłotygodniowy turniej ITF M25 w Maputo, stolicy kraju, już został odwołany, ten bieżący ma zostać rozegrany do końca. I możliwe, że do ostatniego dnia w grze pozostanie Olaf Pieczkowski. Reprezentant Polski spisuje się bowiem znakomicie, pewnie wygrał już trzeci pojedynek, zameldował się w półfinale. I wyrównał tym samym swoje największe osiągnięcie w zawodach tej rangi.
Afryka nie jest popularnym kierunkiem w tenisie, a wręcz można powiedzieć, że najmniej uczęszczanym. Owszem, kobiece turnieje WTA odbywają się w Rabacie czy Monastyrze, ale wyłącznie na północy kontynentu. Zresztą Monastyr czy egipski kurort Szarm el-Szejk, choć formalnie leżący już w Azji, to całoroczne miejsca spotkań tenisistów szukających punktów w niskobudżetowych zwodach ITF. Były też rywalizacje w Burundi, Rwandzie czy Kenii, ale Mozambiku ciężko naleźć na tej liście.
Kacper Szymowiak i Olaf Pieczkowski przenieśli się zaś ze spokojnej Tunezji do Maputo, stolicy jednego z biedniejszych krajów w Afryce. A teraz jeszcze bardzo niespokojnego, co jest efektem podejrzeń o fałszerstwa podczas wyborów powszechnych sprzed miesiąca. Śmierć poniosło ponad 20 osób, największy protest, kończący ponoć ten etap, odbył się w czwartek. Skończyło się, jak to często w tego typu sytuacjach bywa, interwencją służb siłowych.
Olaf Pieczkowski w półfinale turnieju ITF w Maputo. Po raz drugi w zawodach rangi M25
W Maputo miały odbyć się dwa turnieje na kortach twardych, o randze M25, z pulą nagród po 25 tys. dolarów każdy. Drugi został odwołany, pierwszy skończy się w niedzielę. Do rywalizacji zgłosiło się dwóch Polaków: Kacper Szymkowiak i Olaf Pieczkowski, zaczęli zmagania znakomicie. Wygrali swoje mecze w singlu, dołożyli sukces w deblu, ale Szymkowiak musiał z gry zrezygnować. Powodem był stan zdrowia, dostał gorączki.
Pieczkowski zaś gra znakomicie, można wręcz powiedzieć, że to turniej jego życia. Chodzi o styl wygrywania spotkań, bo pewnie wyższe miejsce w hierarchii będą zajmować challengery w Drummondville czy Troyes, gdzie dochodził do drugiej rundy. I miał styczność z zawodnikami znanymi już w tenisowym świecie: Dominikiem Koepferem czy Bernardem Tomiciem.
W zawodach ITF M25 tylko raz był w półfinale, dwa lata temu w Poznaniu. Wtedy też dokonał rzeczy, na tamtym etapie kariery, wielkiej, bo ograł 400. na świecie Ukraińca Georgija Krawczenkę. Nie miał jednak tak doskonałego bilansu spotkań jak teraz.
Trzy mecze, trzy pewne zwycięstwa. Rywal z RPA był groźny tylko na początku obu setów
20-letni Polak, odważnie pukający do grona 500 najlepszych tenisistów świata, a był już tam latem, wygrał bowiem wszystkie trzy spotkania. Najpierw pokonał we wtorek Jossefa Simao Eliasa z Mozambiku 6:0, 6:1, wczoraj zaś rozbił Matthew Harrisa z RPA 6:2, 6:0. Na te dwa mecze poświęcił niespełna dwie godziny - tyle co na mocniejszy trening. W piątek jego rywalem był Dylan Salton z RPA, który w czwartek walczył przez trzy godziny z rozstawionym Amerykaninem Prestonem Brownem, ale wyszedł z tamtej potyczki zwycięsko.
Pieczkowski miał trochę więcej problemów - starszy o dwa lata gracz z południa Afryki wygrał dwa pierwsze gemy. W kolejnych sześciu lepszy był Polak, ale przy stanie 4:2 musiał bronić break pointa. W drugiej partii sytuacja się zresztą powtórzyła, znów Harris wygrał dwa gemy, na co Polak odpowiedział pięcioma. Rywal sam podał mu rękę, przy stanie 2:3 miał 40:0 - i popełnił dwa podwójne błędy. Skończyło się a 6:2, 6:3.
W sobotę, o swój pierwszy finał turnieju ITF M25, Pieczkowski zagra z Czechem Dominikiem Palanem. 24-letni Czech rok temu był 280. w rankingu ATP, ale po kiepskim sezonie spadł o 400 pozycji.