Rok temu Coco Gauff była w znakomitej dyspozycji - wygrała trzy duże turnieje, w tym US Open, znalazła się za plecami Aryny Sabalenki i Igi Świątek, ale już w czerwcu Białorusinkę w końcu wyprzedziła. Miała świetny moment, by zbliżyć się też do Igi Świątek, ale ta chwila nie nastąpiła. Polka grała bowiem znakomicie, zwłaszcza na mączce, Amerykanka zaś zupełnie się pogubiła. Od czerwcowego turnieju w Berlinie, tam dotarła do półfinału, po wcześniejszym kreczu Ons Jabeur, ani razu nie pokazała swojego najlepszego tenisa. Nie wyszły jej igrzyska olimpijskie, nie powtórzyła sukcesów w Cincinnati i Nowym Jorku. W rankingu spadła już na szóstą pozycję, zwolniła trenera Brada Gilberta, jej dyspozycja w Pekinie była wielką niewiadomą. A to przecież światowa gwiazda, zawodniczka zaledwie 20-letnia, która ma ambicje sięgające samego szczytu. Chiński tysięcznik na razie nie potwierdził, że pozbycie się doświadczonego szkoleniowca coś zmieni. Nie ma co ukrywać, Clara Burel i na twardym korcie Katie Boulter to nie są rywalki, które powinny jej sprawić kłopot. I nie sprawiły. Gorzej było już w starciu z Naomi Osaką, Amerykanka przegrywała 3:6 i 3:4, z przełamaniem, gdy Japonka doznała kontuzji pleców. I niedługo później poddała mecz. A teraz Gauff wpadła na 115. na światowej liście Ukrainkę Julię Starodubcewą i tu już wypadki toczyły się w iście sensacyjny sposób. China Open. Niewirygodny set Coco Gauff w meczu z Julią Starodubcewą. 0:17 w kluczowej statystyce O Ukraince pewnie niewielu fanów tenisa dotąd słyszało, a to już tenisistka już 24-letnia. Jako nastolatka grywała w turniejach ITF, ale wyjechała na studia za ocean i na ponad pięć lat wypadła z głównego touru. Grała w tenisa, odnosiła sukcesy, ale w... rozgrywkach uniwersyteckich. Wróciła do rywalizacji w styczniu zeszłego roku, zaczęła od zera, ale spisywała się na tyle dobrze, że w sierpniu uzyskała prawo gry w kwalifikacjach US Open. A w tym roku dotarła do głównych drabinek, przez kwalifikacje, we wszystkich Wielkich Szlemach. Tyle że to wciąż jednak zawodniczka ze 115. miejsca w rankingu WTA, która - do przyjazdu do Pekinu - wygrała w tym roku ledwie trzy z dziewięciu spotkań z zawodniczkami z pierwszej setki. Co by nie mówić, z tenisistkami tej klasy Gauff od zeszłorocznego Wimbledonu zawsze radziła sobie znakomicie. A i wtedy mierzyła się z zawodniczką znaną, bo przecież Sofia Kenin to wielkoszlemowa mistrzyni. Ukrainka w Pekinie pokazała się jednak ze znakomitej strony - wygrała tu już sześć spotkań, nie straciła dotąd seta. I pierwsza partia w meczu z Gauff pokazała, że nie był to przypadek. Była niezwykle precyzyjna, czego nie można powiedzieć o Amerykance. 20-latka z USA zaczęła koszmarnie, od dwóch z rzędu podwójnych błędów, za moment dołożyła trzeci. I to dopiero był początek tej fatalnej dyspozycji. Liczby Coco w pierwszym secie? Żadnego wygrywającego ataku, 17 niewymuszonych błędów, siedem podwójnych. Nic więc dziwnego, że szybko została rozbita, przegrała 2:6. Fantazja nie wystarczyła, Amerykanka opanowała nerwy. Dwa razy 6:2, Coco Gauff jednak w półfinale Początek drugiego seta nie wskazywał na jakiś przełom, Starodubcewa świetnie się broniła. Lobami doprowadzała Amerykankę do rozpaczy, w taki sposób obroniła się w akcji, która dała jej pierwszego break pointa. - Ma luz, ma fantazję - komentowała w Canal+ Klaudia Jans-Ignacik. Gauff się obroniła, a z każdą minutą grała coraz lepiej. Pomógł jej serwis, zwłaszcza ten pierwszy, dwa podwójne błędy były już do wybaczenia. W czwartym gemie w końcu przełamała Ukrainkę, za chwilę obroniła dwa break pointy. I poszła za ciosem. Grała już pewnie, zaczęła dominować w wymianach, zmuszała Starodubcewą do większego ryzyka. Ukrainka też straciła swój luz z pierwszego seta, zaczęła się gubić. Przegrała 2:6, wzorem Igi Swiątek udała się do szatni, by chwilę odpocząć, ale też wybić rywalkę z rytmu. Tylko że wybić nie zdołała, mimo że walczyła dzielnie do samego końca. Gauff może i popełniała błędy w wymianach, ale więcej zyskiwała serwisem. Był jeden z prędkością 200 km/godz., ale były i taktyczne, ścięte, do boku. A że przy okazji w drugim gemie przełamała rywalkę, to już w miarę spokojnie dowiozła wygraną do końca. W półfinałach turniejów co najmniej tej rangi, Gauff była w maju i czerwcu: najpierw w Rzymie, później w Paryżu. Dwa razy zatrzymywała ją wtedy Iga Świątek. Teraz Amerykanka o pierwszy finał od stycznia powalczy z Paulą Badosą - w sobotę.