Gdyby Danielle Collins dotrzymała słowa sprzed 14 miesięcy i zakończyła karierę z końcem 2024 roku, kilku żenujących sytuacji zapewne byśmy nie musieli oglądać. A takich było już kilka w ostatnich miesiącach. Saga z Igą Świątek zaczęła się podczas igrzysk olimpijskich, gdy Amerykanka skreczowała w połowie trzeciego seta w ćwierćfinale zmagań na obiektach Roland Garros. A później powiedziała Polce, że ta... nie jest szczera. Świątek wówczas zamurowało, próbowała się tłumaczyć. Sama nie za bardzo wiedziała o co chodzi. Amerykanka zaś się nakręciła, kontynuowała serial podczas United Cup, demonstracyjnie nie patrząc nawet na Polkę podczas podawania jej ręki po finale tych rozgrywek. A później zaś były scysje z kibicami podczas Australian Open, gdy w ten sposób reagowała na wspierania przez fanów Destanee Aiavy. Po spotkaniu nadstawiała ucha, pokazywała na pośladek, prowokowała. I w przemowie na korcie dziękowała Australijczykom za... okazały czek, bo sama uwielbia wakacje w pięciogwiazdkowych hotelach. Towarzyszyło temu buczenie, podobnie jak i przez cały kolejny jej pojedynek, tym razem z Madison Keys. W Rzymie zaś miała swoje chwile chwały, gdy po serii porażek ze Świątek udało jej się w końcu Polkę pokonać. Tyle że już następne starcie z Eliną Switoliną gładko przegrała. WTA 500 w Strasburgu. Kolejne sceny z udziałem Danielle Collins, w meczu z Emmą Raducanu Z Rzymu Amerykanka przeniosła się do Strasburga, tu rywalizuje w turnieju WTA 500, który dla niej jest jeszcze przygotowaniem do French Open. Znacznie spadła w rankingu WTA, na 46. miejsce, ale bez punktów za zeszłoroczną grę w Alzacji (była tu w finale), spadłaby jeszcze o kolejnych 20 pozycji. Stąd tak istotna jest dla niej ta rywalizacja. Oficjalny komunikat z Londynu ws. Świątek. To był jednak podwójnie ważny ranking W pierwszej rundzie Collins pokonała Sofię Kenin (6:1, 1:6, 6:2), o ćwierćfinał grała dziś z inną wielkoszlemową mistrzynią - Emmą Raducanu. Tym razem przegrała pierwszą partię 4:6, drugą jednak wygrała 6:1. Trzecia była zaś zacięta, Brytyjka lepiej prezentowała się na returnie, za to źle serwowała. Zdołała odrobić stratę przełamania na 3:3, ale za chwilę swojego gema serwisowego przegrała do zera. I wtedy doszło do żenującej sytuacji tuż przy stoliku sędzi Morgane Lary z Francji. Amerykanka usiadła na swojej ławce, Raducanu zaś stała oparta o płot - obie piły z bidonów. Collins uznała, że musi jednak dolać sobie wody z dystrybutora, wstała z ławki, zaczęła pokazywać operatorowi kamery, że ma się oddalić. I zaczęła tyradę, buzia jej się nie zamykała. - Nie musisz być tak blisko, zabierasz mi przestrzeń. Nie chcę byś był tak blisko - paplała. Na końcu zaś powiedziała "I'm sorry" do Raducanu, która stała spokojnie oparta o płot - i nic jej nie przeszkadzało. Operator zaś usłyszał jeszcze kilka słów od pani sędzi Lary. Zdarzenie to skomentował Żelisław Żyżyński, relacjonujący to spotkanie w Canal+. - Słyszeliście to państwo? - mówił zdumiony. A później dodał: - Gdy rozmawialiśmy z kilkoma operatorami kamer na tourze, oni nienawidzą wręcz pracować na meczach Collins. - Takie są wymogi zawodowego sportu - mówił Żyżyński. Collins wygrała ten mecz 4:6, 6:1, 6:3. W czwartek w ćwierćfinale zagra z Jessicą Pegulą lub Anną Kalinską. Z kolei o godz. 11 Magda Linette zmierzy się z Jeleną Rybakiną.