Falkowska wróciła do kilkutygodniowej przerwie spowodowanej kontuzją, doznała jej w trakcie ćwierćfinałowego spotkania na Sardynii, skreczowała wówczas w tie-breaku decydującego seta. Miała szansę na drugi półfinał rywalizacji ITF, zresztą drugi w Santa Margherita di Pula, ale nie zdołała do niego awansować. Weronika Falkowska rozbijała kolejne rywalki. W finale trafiła na zawodniczkę górującą doświadczeniem Choćby pod tym względem obecny turniej w Austrii już był przełomowy. Można nawet rzec, że idealny, bo w piątek Falkowska wygrała rywalizację deblową, wspólnie z Amerykanką Sofią Sewing - w finale "zmiotły" z kortu rumuńsko-łotewski duet Elena-Teodora Cadar/Diāna Marcinkēviča, oddając rywalkom ledwie trzy gemy. W singlu, aż do wczoraj, było zresztą bardzo podobnie - tenisistka z Warszawy dość łatwo przechodziła kolejne etapy. Dziś za to natrafiła na spory opór, przegrała nawet seta. Jej rywalką była bowiem doświadczona Rumunka Alexandra Cadantu Ignatik, która dekadę temu zajmowała nawet 59. miejsce na liście rankingowej WTA. Wtedy potrafiła wygrywać ze znaczącymi rywalkami, w CV ma triumfy nad Sabine Lisicki, Monicą Puig, Kiki Bertens czy młodziutką wówczas Eliną Switoliną. Jeszcze na początku tego roku znajdowała się w drugiej setce światowej listy, ostatnio trochę w niej jednak spadła. W Chiasso próbowała stawiać opór utalentowanej Mirze Andrejewej, ale bez efektów, przegrała gładko. Mimo 33 lat wciąż chce się jej odbijać piłkę, a w karierze rozegrała 33 finały w turniejach ITF i dwa w WTA. Inna rzecz, że wygrała zaledwie 11 z nich, co bilansem jest kiepskim. Rumunka niczym Sabalenka - głośno krzyczała. A miała powody, by się cieszyć Falkowska doświadczenie ma mniejsze, dla niej było to 11. finał singla ITF, ale zwyżkującą formę. Dziś zaczęła nieźle, po serii obustronnych przełamań zdołała wygrać gema przy swoim podaniu, choć Cadanțu-Ignatik miała aż sześć break pointów. Było 3:1, tyle że później Falkowska trochę się zacięła. Rumunka wchodziła w dłuższe wymiany, Polka popełniała za wiele błędów. Może irytowały ją głośne okrzyki rywalki, która po każdym uderzeniu, niczym Aryna Sabalenka, oświadczała wszystkim zgromadzonym, że oto odbiła piłkę. Podobnie ekspresyjnie reagowała po każdym ważniejszym punkcie. A Falkowska była raczej cicho, dopiero w drugim secie zaczęła rzeczywiście cieszyć się z wygranych akcji. Pierwszy set nie zakończył się po jej myśli. Przy stanie 4:4 miała break-pointa, ale Rumunka obroniła się i objęła prowadzenie. Wygrywała też 40:0 przy serwisie Falkowskiej, miała trzy piłki setowe. Zawodniczka z Warszawy pierwszą z nich obroniła pięknym forhendowym atakiem, drugą - dość prostą - wpakowała w taśmę. A gdy gładko przegrała także pierwszego gema w drugim secie, sprawiała wrażenie, jakby miała już dość. Efektowny powrót do meczu Weroniki Falkowskiej. Dwa pięknie rozegrane sety Tyle że Falkowska walczyła - i to z bardzo dobrym efektem. Zyskiwała pewność siebie, zaczęła dobiegać do skrótów rywalki, sama rozrzucała ją po korcie. To Falkowska dyktowała już warunki, a efekty było widać w wyniku. Przełomowy był piąty gem, przy stanie 3:1 dla Polki, gdy Cadanțu-Ignatik miała trzy okazje na odrobienie części strat. To jednak Falkowska zdołała podwyższyć na 4:1, a później dołożyła kolejne dwa gemy. Takiej okazji Polka nie mogła już zmarnować. Widać było, że całkowicie panuje nad sytuacją na korcie, świetnie się poruszała, podejmowała dobre decyzje. Trzeci set był kalką drugiego, Cadanțu-Ignatik nie miała za wiele do powiedzenia. Też wygrała zaledwie jednego gema, a Polka zakończyła to trwające ponad 2,5 godziny spotkanie efektownym gemem do zera i zagraniem, po którym jej rywalka nie zdołała przerzucić piłki nad siatką. W przyszłym tygodniu Weronika Falkowska powinna zagrać w turnieju głównym ITF W60 w Biarritz, na zachodzie Francji, nad Atlantykiem. Ma tam miejsce w głównej drabince. Turniej ITF W25 w Pörtschach am Wörther See, nawierzchnia ziemna. Finał Weronika Falkowska (Polska, 4) - Alexandra Cadanțu-Ignatik (Rumunia, 3) 4:6, 6:1, 6:1.