- W tenisie Janowicza widać duży potencjał. To wielki talent, poparty wzrostem i mocnym serwisem. Jednak czeka go wiele pracy, żeby to co potrafi przyniosło zadowalające wyniki. Przed rokiem pokazał, że stać go na wiele, że potrafi wygrywać kilka kolejnych meczów w Wielkim Szlemie. Teraz poszło mu gorzej, ale równie dobrze mógł odpaść też w pierwszej rundzie, ale wygrał tu dwa mecze. Co miał powiedzieć Rafael Nadal, kiedy poprzednio przegrał tu pierwszy mecz? Takie rzeczy się zdarzają i nie można wpadać w histerie - powiedział INTERIA.PL Tim Henman, były wicelider rankingu ATP World Tour. Janowicz obronił tylko 90 z 720 punktów, co oznacza, że z 25. miejsca na świecie w poniedziałek spadnie poza czołową "50". - Ja nie panikowałbym, bo ten spadek w przypadku Janowicza powinien być tylko chwilowy. Najgorsze co może teraz zrobić, to myśleć o niższym rankingu. Nie można przez cały czas osiągać sukcesów i tylko wygrywać. Każdy z nas miał różne przestoje i słabsze okresy. Z porażkami trzeba się nauczyć żyć i po nich koncentrować się na kolejnych turniejach. To jedyny sposób, żeby nie wpaść w większy dołek. Przecież każda zła seria musi się kiedyś skończyć - dodał. Henman długo był jedną z największych nadziei na pierwszy od połowy lat 30. Poprzedniego wieku triumf Brytyjczyka na Wimbledońskiej trawie. Jednak nigdy nie udało mu się w Londynie dojść dalej, niż do półfinału. Tę niemoc miejscowych graczy przełamał - po 78 latach - dopiero Andy Murray w poprzedniej edycji (w półfinale pokonał wtedy Janowicza). - Nadmierne oczekiwania i presja są największym wrogiem w sportach indywidualnych, czyli w tenisie. też. Kiedy coś nie idzie tak, jak powinno, łatwo wpaść w pułapkę i się tylko pogrążać licząc na cud. Kiedy się wygrywa wszyscy klepią po ramieniu i pomagają, ale jak zaczyna się przegrywać mecze, jest się wtedy samym, a problemy tylko rosną w oczach - powiedział INTERIA.PL Henman. - Ja co roku miałem poważny problem rozpoczynając występy w Wimbledonie, bo wiedziałem, że cała Wielka Brytania oczekuje, że mam zwyciężyć. Podczas turnieju starałem się nie czytać gazet i nie oglądać telewizji, ale nie zawsze mi się udawało odciąć od tego wszystkiego. Zawsze zazdrościłem, że Pete Sampras czy Roger Federer zawsze tu tylko "mogli" wygrać, a ja zawsze "musiałem" - dodał. To, czego nie udało się dokonać Henmanowi na londyńskiej trawie, w 2001 roku osiągnął w 2001 roku Chorwat Goran Ivaniszević, pokonując w pięciosetowym finale dokańczanym w poniedziałek Australijczyka Patricka Raftera. Wcześniej trzykrotnie ponosił tam porażki w decydujących meczach. - Zwycięstwo w Wimbledonie przyszło do mnie, gdy już nie czułem presji, gdy byłem daleko w rankingu i niczego nie musiałem nikomu, nawet samemu sobie, udowadniać. Wtedy, prawie pod koniec kariery, zrozumiałem, że nie warto się za bardzo przejmować niektórymi rzeczami. Po prostu trzeba się skupić na sobie i grać swój, licząc, że to wystarczy. Po co analizować i zastanawiać się, czego inni od nas oczekują? - powiedział INTERIA.PL Ivaniszević, obecnie trener rodaka Marina Czilicia. - Lubię Janowicza, bo ma mocny charakter i jest waleczny, oczywiście jeśli ma dobry dzień i trafia w kort. Kiedy mu się to nie udaje, to chyba lepiej go nie denerwować, prawda? Rozumiem go, bo jest trochę podobny do mnie. To typowy zawodnik, u którego wiele w grze zależy od skuteczności serwisu. Kiedy ten zawodzi, to gubi się pewność gry na całej linii. Nie można więc od Janowicza oczekiwać, że zawsze będzie świetnie serwował i wygrywał mecze. U mnie czasem serwis spisywał się dobrze tylko w co drugim meczu, a nawet w co drugim secie - dodał ze śmiechem. Z Londynu Tomasz Dobiecki