Co się dzieje w głowie Jeleny Ostapenko, wie chyba tylko ona sama. Do Dohy przyjechała z fatalnym bilansem jednego zwycięstwa w dziewięciu wcześniejszych meczach. Gdy poprzednio miała tak fatalny bilans, wiosną i latem 2019 roku, odbiła się w Birmingham na spotkaniu z młodziutką wtedy Igą Świątek, rozbiła ja 6:0, 6:2. A później jakoś lekko wszystko się u niej ruszyło. Teraz w Dosze Łotyszka przełamała się na Japonce Aoi Ito (6:2, 6:1), a później grała wybitnie. Jasmine Paolini, Ons Jabeur i Iga Świątek wygrały po cztery gemy, były kompletnie bezradne. Ostapenko grała returnem na poziomie najlepszej zawodniczki świata, a i serwis był jej atutem. Jednym słowem - prezentowała kosmiczny poziom. I mecz z Polką był jakby kresem jej ambicji. Jakby, wygrywając po raz piąty w pięciu starciach z raszynianką, zrealizowała swój plan. W sobotnim finale z Amandą Anisimovą nie odegrała większej roli, przegrała 4:6, 3:6. Trudno jednak wytłumaczyć to, co stało się w poniedziałkowym spotkaniu z kwalifikantką Moyuką Uchijimą, zawodniczką numer 63 w światowym rankingu. Finalistka z Dohy sprawiała wrażenie, jakby na korcie była za karę. WTA 1000 Dubaj. Jelena Ostapenko kontra Moyuka Uchijima. Na ten wynik czekała już Jelena Rybakina Ostapenko miała trochę pecha w losowaniu drabinki, bo z racji wciąż niskiego rankingu, nie jest w tygodniowych turniejach WTA 1000 rozstawiona. Nie dość, że musiała grać w pierwszej rundzie, to w drugiej czekała już na nią Jelena Rybakina. A później zapewne Paula Badosa. Można wymarzyć sobie lepsze rywalki na starcie zmagań. Tyle że najpierw Łotyszka musiała uporać się z Japonką Moyuką Uchijimą, zawodniczką, która... nigdy nie pokonała tenisistki z TOP 30 w rankingu WTA. Polscy kibice zapewne świetnie kojarzą Azjatkę - w Melbourne stoczyła pasjonujący bój z Magdą Linette, wygrała trzeciego seta w tie-breaku 10-8. A później miała kalkę w drugiej rundzie, gdy po drugiej stronie kortu znalazła się Mirra Andriejewa. Tym razem to Rosjanka wygrała takiego decydującego tie-breaka 10-8. Pokonanie potężnie uderzającej Ostapenko po takim turnieju, jaki Łotyszka miała w Dosze? Nie, to wydawało się nierealne. Tymczasem od początku pogromczyni Świątek sprawiała wrażenie, jakby jej się po prostu nie chciało w tej chwili grać. Pudłowała na potęgę, w pierwszym secie, dziewięciogemowym, popełniła 26 niewymuszonych błędów. Mimo że Uchijima nie zagrywała mocnych topspinów w okolice końcowej linii, jak Świątek, a lekkie, często w środek kortu. Po czym Łotyszka pakowała je w siatkę. W całym meczu z Igą 27-latka z Rygi miała tylko 15 takich pomyłek. Ostapenko prowadziła jeszcze 3:2, później przegrała cztery gemy z rzędu. W tym secie, bo na początku kolejnego dołożyła cztery następne. Jej sensacyjna porażka stawała się coraz bardziej realna. Faworytka zaczęła więc... jeszcze bardziej ryzykować. Wygrała dwa gemy, doprowadziła do stanu 2:4. I to właściwie tyle. Jej drugie serwisy, posyłane czasem z prędkością 110-120 km/godz., budziły uśmiech. Pytanie więc, co się stało w ciągu trzech dni z zawodniczką, która była w stanie pozbawić wszelkich złudzeń Igę Świątek? Która w piątek miała 24 wygrywające zagrania i 15 niewymuszonych błędów, a w poniedziałek, odpowiednio, 25 i 47? W starciu z rywalką o kilka klas słabszą? Jedno jest pewne - z Rybakiną we wtorek zagra Uchijima. Ostapenko pozostaną jeszcze zmagania deblowe.