Po ostatniej piłce tego spotkania Laura Siegemund położyła się na korcie, zakryła twarz dłońmi. Uroniła łzę ze szczęścia. W 2024 roku czterokrotnie rywalizowała w singlu z zawodniczkami z TOP 10, nie wygrała ani razu. Ostatnio tej sztuki dokonała w kwietniu 2022 roku w Stuttgarcie, bo ósma wtedy na świecie Maria Sakkari miała problemy zdrowotne i w drugim secie skreczowała. Dziś nad ranem polskiego czasu Qinwen Zheng, mistrzyni olimpijska i "piątka" w tym turnieju, też potrzebowała pomocy medycznej po pierwszej partii. W żadnym stopniu nie umniejsza to jednak sukcesu Niemki, która zagrała znakomicie, często na granicy błędu. I chyba tym zaskoczyła wielką faworytkę. Australian Open. Qinwen Zheng, finalistka z 2024 roku, kontra Laura Siegemund. Wszystkie atuty miała Chinka Szanse na wygraną Chinki w tym spotkaniu, podawane przez organizatorów turnieju, przekraczały 80 procent. Nic więcej nie trzeba chyba dodawać, trudno tu było myśleć o sensacji. Co mogło przemawiać na jej korzyść? Chyba tylko to, że była już ograna, lubi często występować i dobrze sobie w takim rytmie radzi. W United Cup i Adelajdzie nie osiągała może zawrotnych rezultatów, nie udało jej się - wspólnie z Alexandrem Zverevem - powtórzyć sukcesu sprzed 12 miesięcy. Kilka spotkań jednak zagrała, "poczuła" te australijskie korty. W przeciwieństwie do Zheng, która przecież też miała grać w United Cup - i być może już tam wystąpiłaby przeciwko Siegemund. Ona się z gry wycofała, nie planowała startu w Adelajdzie - odpoczywała. Bo podobno była za bardzo zmęczona po poprzednim sezonie, choć dochodziły głosy, że ten czas poświęcała na imprezy promocyjne sponsorów. Efekt końcowy okazał się dla niej bardzo bolesny. Niemka od początku spotkania grała bardzo odważnie, często ryzykowała. Pilnowała swojego podania, choć oczywiście serwis był atutem Zheng. Chinka zagrywała ze średnią prędkością blisko 170 km/godz, Niemka - ledwie 151. Tylko że to ona miała lepszy procent zdobytych punktów po tym kluczowym pierwszym podaniu, zagrywała piłkę kierunkowo, technicznie. I zaskakiwała tym rywalkę. Do dziewiątego gema obie nie dały się przełamać, wtedy uczyniła to Siegemund. Cieszyła się kilka minut, bo gdy przyszło jej serwować po 1:0 w setach, Qinwen zrewanżowała się tym samym. Niemka była jednak lepsza w dłuższych wymianach, gdy już do nich dochodziło. Doszło do tie-breaka, przy stanie 4:3 dla Siegemund, dwukrotnie swoje podanie przegrała Zheng. A za chwilę było już po sprawie, 7-3 oznaczało koniec tej partii. Sensacyjna porażka Qinwen Zheng na John Cain Arena. Niemka wyrzuciła finalistkę z 2024 roku Po tym secie Zheng potrzebowała pomocy medycznej, zabiegi trwały dość długo. Gdy jednak wróciła do gry, walczyła na całego. Już w drugim gemie została przełamana, za chwilę Siegemund miała dwie okazje, by odskoczyć na 3:0. I tak jak w pierwszym secie, znów coś zawiodło w kluczowym momencie. Różnica była taka, że tym razem zareagowała kolejnym przełamaniem, na 3:1. I już tę przewagę dowiozła do końca. W ostatnim gemie balansowała już na granicy ryzyka, uderzała niemal po linii. Ale skutecznie, to było dla niej najważniejsze. Po 136 minutach mogła cieszyć się z sensacyjnego triumfu, wygrała 7:6(3), 6:3. Mniej istotny był fakt, że Zheng zagrała 11 asów, a ona tylko jednego. I że nawet popełniła więcej niewymuszonych błędów. Swoim sprytem i ambicją zasłużyła na te awans. W trzeciej rundzie Niemka zmierzy się z Anastazją - Pawluczenkową lub Potapową.