Pochodząca z Krasnojarska zawodniczka robi w tenisowym świecie stałe postępy. Dość powiedzieć, że w ubiegłym sezonie dotarła do finału juniorskiej odsłony Australian Open, w którym przegrała ze swoją rodaczką, Aliną Korniejewą. Pod koniec roku zameldowała się w czołowej "50" światowego zestawienia. Teraz pisze jednak kolejny, jeszcze bardziej imponujący rozdział. Andriejewa w drugiej rundzie seniorskiego turnieju w Melbourne trafiła na Ons Jabeur - zawodniczkę, którą nazywa swoją idolką. Choć Tunezyjka stanowi dla niej inspirację, na korcie nie było miejsca na litość. Po wielkim meczu Rosjanka wygrała, oddając utytułowanej przeciwniczce... tylko dwa gemy. Wirtualnie jest w rankingu WTA już na 35. pozycji. A wciąż nie powiedziała przecież ostatniego słowa. Ons Jabeur przeszkodził nie tylko upał? Sukces 16-latki odbił się w jej ojczyźnie szerokim echem i - czemu trudno się dziwić - przyjęty został z entuzjazmem. Tamtejsze media prześcigają się w efektownych nagłówkach, momentami przekraczając już granice zdrowego rozsądku. Mirra Andriejewa zbojkotowana. Musiała grać z mężczyzną "Sport-Express" pisze między innymi, że Andriejewej pomóc mógł nie tylko panujący w Australii upał, ale i... postawa rywalki poza kortem. "Dzięki takiej grze Mirra ma wielkie szanse, aby dotrwać do drugiego tygodnia rywalizacji" - dodano. Dla samej Jabeur porażka z pewnością jest bardzo gorzką pigułką. Trzeba jednak pamiętać, że przed rokiem odpadła dokładnie na tym samym etapie zmagań. Wtedy jej pogromczynią była Marketa Vondrousova, z którą przegrała 1:6, 7:5, 6:1. W tamtym turnieju rozstawiona była z "dwójką" (numerem jeden była Iga Świątek). Rosjanka w trzeciej rundzie zagra z Francuzką, Diane Parry. Na naszą gwiazdę trafić mogłaby dopiero w finale.