Novak Djoković poprzedni rok miał fenomenalny. Serbski mistrz zaczynał go z pozycji tego, który ma gonić najlepszego w tamtym momencie na świecie, a więc Carlosa Alcaraza. Przynajmniej tak właśnie mówił ranking ATP, w którym rok na czele zaczynał właśnie Hiszpan. Jasne było jednak, że Serb ma jasny cel, a więc odzyskanie pozycji numeru jeden na świecie. Proces walki o miano lidera rankingu rozpoczął już przy pierwszej tak naprawdę poważnej okazji. Świetny 2023 rok Djokovicia Mowa rzecz jasna o Australian Open. Korty w Melbourne Djoković uwielbia i to jest jasne od bardzo długiego czasu. Australijski Wielki Szlem od wielu lat ma jednego króla, który po prostu czasem schodzi z tronu, aby wpuścić pretendenta do tytułu. Tym razem jednak Djoković nie miał sobie równych i wygrał całą imprezę, pokonując w finale błyskawicznie Stefanosa Tsitsipasa. Już wtedy jasne było, że forma wielkiego mistrza w sezonie 2023 będzie budzić respekt u każdego z rywali. Kolejne turnieje udowodniły, że Australian Open nie było przypadkiem. Djoković wygrał także imprezę na kortach imienia Rolanda Garrosa, poległ dopiero w finale Wimbledonu, a na samym końcu sezonu był najlepszy podczas US Open i ATP Finals w Turynie. Rok 2023 dla Serba to prawie idealny tenisowy czas. Tak naprawdę do sezonu perfekcyjnego brakowało jedynie pokonania Carlosa Alcaraza w finale londyńskiego Wielkiego Szlema, tam jednak Hiszpan okazał się lepszy w pięciosetowym boju. Do sezonu 2024 Djoković podchodził więc jako murowany faworyt właściwie wszystkich możliwych turniejów. Przez poprzednie kilka miesięcy wyrósł mu jednak dodatkowy rywal. Poza Alcarazem do stawki niezwykle groźnych w końcu na stałe dołączył Jannik Sinner. To właśnie Włoch zniszczył pierwsze marzenie Djokovica na sezon 2024. W półfinale Australian Open spotkali się bowiem ze sobą obaj panowie i młody Włoch właściwie zmiótł z kortu obrońcę tytułu. Fakt jest jednak taki, że wiele znaków zapowiadało, że Serb tytułu nie obroni, bo tym razem w Australii dawał dużo oznak słabości. Novak Djoković nie zagra w Miami! Po odpadnięciu z Australian Open Djoković zrobił sobie dłuższą przerwę. Kolejnym celem był dopiero prestiżowy turniej Indian Wells w Kalifornii. Impreza rangi 1000 zawsze budzi wyobraźnię. Szybko jednak okazało się, że Djoković przeżyje kolejne rozczarowanie w tym sezonie. Już w drugim meczu turnieju przegrał z Lucą Nardim, który wcześniej przechodził przez kwalifikacje. Włoch pokonał pierwszego tenisistę świata 2:1, po czym odpadł w następnym meczu z Tommym Paulem. Powstało więc pytanie, czy Djoković czuje się obecnie na tyle mocny, żeby wystartować w kolejnej imprezie rangi 1000. Następny turniej odbywa się w Miami, a więc niedaleko Kalifornii. Na decyzję Serba nie trzeba było jednak długo czekać. Sasa Ozmo ze "Sportklub" poinformował, że pierwszy tenisista świata w tym turnieju w tym sezonie na pewno nie zagra. Tym samym Serb nie pojawi się na kolejnych kortach, które historycznie zwyczajnie mu leżą. W Miami bowiem Djoković aż siedem razy dotarł do finału i jego statystyki za te mecze są bliskie ideałowi. Wygrał bowiem sześć z siedmiu tych finałów. Jedynym, który zdołał go pokonać na tamtych kortach w meczu o tytuł, był Andy Murray w 2009 roku. Patrząc na kalendarz tenisistów, można wyciągnąć wniosek, że Djokovicia na kortach zobaczyć będzie dopiero w kwietniu, a dokładnie na mączce w Monte Carlo. Serb musi się zacząć obawiać teraz o swoją pozycję na szczycie rankingu.