Na ten wynik czekała Iga Świątek. Krótka przygoda Sabalenki z trzecią rundą WTA Wuhan
Organizatorzy WTA 1000 w Wuhanie nie mają szczęścia do pogody - i to nie dlatego, że... pada deszcz. Od kilku dni to ogromne miasto na wschodzie Chin doświadczają potworne upały, dezorganizują harmonogram meczów. Te na korcie centralnym rozpoczęły się jednak zgodnie z planem, tuż po godz. 7.30 polskiego czasu swój mecz z Ludmiłą Samsonową rozpoczęła więc Aryna Sabalenka. I jej starcie, które ma tak duże znacznie w kontekście walki z Igą Świątek o pozycję "jedynki" na świecie, okazało się tym razem bardzo krótkie.

Całą rywalizację w Wuhanie Iga Świątek rozpoczęła tym razem przed Aryną Sabalenką - gładko we wtorek wygrała swój mecz w drugiej rundzie z Marie Bouzkovą. A Białorusinka wczoraj trochę jednak męczyła się wczoraj z Rebeccą Sramkovą, przegrała nawet pierwszego seta. Gdyby Słowaczka dopełniła dzieła, ułatwiłaby znacznie sprawę Polce, która w Chinach może zmniejszyć stratę do rywalki w walce o pozycję światowej "jedynki".
Ta zaś wynosi niemal 1500 punktów w WTA Race, oddającym sytuację w tym sezonie. Iga nie może więc w Chinach odpaść wcześniej niż Sabalenka, by zachować jeszcze szanse na skuteczną pogoń w Rijadzie.
Dziś zaś Aryna pojawiła się na korcie wcześniej - zagrała z Ludmiłą Samsonową, z którą w przeszłości już przegrywała. Tym razem mecz nie miał tak zaskakującego scenariusza. A liderka rankingu dodatkową presję zrzuciła na Polkę.
WTA Wuhan. Aryna Sabalenka kontra Ludmiła Samsonowa na korcvie centralnym. Pokaz mocy liderki rankingu
Jeśli Sabalenka miała mieć jakieś problemy w Wuhanie, to bardziej w pierwszym spotkaniu niż w drugim. Po miesięcznej przerwie nie jest łatwo znaleźć odpowiedni rytm, ona też w środę miała z tym problem. Dziś od początku grała spokojnie, nie popełniała błędów. I to wystarczyło.
Pierwsze problemy Rosjanki pojawiły się w szóstym gemie. Białorusinka wyraźnie poprawiła precyzję w swoich mocnych uderzeniach, Samsonowa zaś nie wytrzymywała dłuższych wymian. Pojawiły się dwie szanse na przełamanie, Aryna skorzystała już z tej pierwszej. Dokładając do swojego repertuaru perfekcyjnego dropszota, co pokazywało, że śladów niepewności z meczu ze Sramkovą już nie ma.

Ten set szybko dobiegał końca, we własnym gemach liderka rankingu ani na moment nie wprowadzała Samsonowej do gry. Skończyło się więc na 6:3 - po 36 minutach. Bez większej historii, ale trudno o taką, jeśli w każdym gemie serwisowym Aryny Samsonowa była w stanie wygrać co najwyżej jeden punkt.
Jeśli coś miało jeszcze bardziej wzmocnić Sabalenkę, to zrobiła to już pierwsza wymiana w drugiej partii. Podawała Samsonowa, Aryna szybko wzięła sprawy w swoje ręce. Rozrzuciła rywalkę po bokach kortu, na koniec zagrała bekhendem po krosie - w zewnętrzną część linii. Ręce same składały się do oklasków.
A tym bardziej było to cenne, że Sabalenka już na starcie tej partii wywalczyła kolejnego breaka. Pomogła sama rywalka, dokładając podwójny błąd, a na koniec nieudany forhend po prostej. I patrząc na dyspozycję liderki, można już było odliczać punkty do końca spotkania.
Sabalenka skupiła się już po prostu na własnych gemach serwisowych, choć w czwartym pojawiła się jakaś nadzieja dla rywalki. Było nawet 0-30, ale Białorusinka podkręciła tempo, posłała na drugą stronę trzy asy, podwyższyła na 3:1. Drugie przełamanie, na 5:2, oznaczało już de facto wyrok dla Samsonowej.
Wiosną w Indian Wells ugrała w starciu z Sabalenką pięć gemów: dwa pierwszym secie i trzy w drugim, w 82 minuty. Teraz trzy wywalczyła w pierwszym, a dwa w drugim. Za to w zaledwie 75 minut, dla Aryny był to jeden z krótszych meczów w tym roku.
W ćwierćfinale Sabalenka powalczy jutro z Jeleną Rybakiną lub Lindą Noskovą. A jeśli wygra, jej bilans w Wuhanie będzie wynosić: 20 zwycięstw, zero porażek.
Teraz czas na odpowiedź Igi - po godz. 13 zagra na tym samym korcie z Belindą Bencic.












