W Chinach Li jest jedną ze sportowych bohaterek narodowych od stycznia, gdy dotarła do finału wielkoszlemowego Australian Open. Tam musiała uznać wyższość Belgijki Kim Clijsters, ale na początku czerwca w Paryżu pokonała w decydującym meczu broniącą tytułu Włoszkę Francescę Schiavone. - Myślę, że to zwycięstwo było nie tylko moim sukcesem, ale także mojego kraju. Nie byłoby możliwe bez wsparcia rządu i ludzi, szczególnie moich trenerów. Dlatego odkąd wróciłam do domu po triumfie, staram się odpłacić za to wszystko najlepiej, jak tylko potrafię. Pewnie teraz oczekiwania wobec mnie będą jeszcze większe, ale nie zmierzam zmieniać życia, jakie prowadziłam wcześniej - stwierdziła Chinka. Wtorkową fetę w Hubei zorganizowała rodzima federacja tenisowa, a podczas uroczystości Li otrzymała od władz prowincji premię w wysokości 94 tysięcy dolarów oraz tytuł honorowej obywatelki. Triumf w stolicy Francji dał jej zarobek w wysokości 1,646 mln dol. Finał przeciwko Schiavone transmitowała na żywo telewizja chińska, a mecz oglądało w kraju ponoć 116 milionów widzów. W czerwcu Chinka mogła trochę rozczarować swoich kibiców w kraju, bowiem odpadła nieoczekiwanie w drugiej rundzie po porażce z Niemką polskiego pochodzenia Sabine Lisicki. Na pocieszenie zostaje jej fakt, iż pogromczyni dotarła potem do pierwszego w karierze wielkoszlemowego półfinału. Chiński rząd zainwestował sporo budżetowych środków w rozwój wielu dyscyplin sportowych, w tym tenisa przed letnimi igrzyskami w Pekinie w 2008 roku. Brąz olimpijski zdobyła tam debel Jie Zheng i Zi Yan.