20-letni Szymon Kielan, 19-letni Maks Kaśnikowski oraz 18-latkowie: Martyn Pawelski i Olaf Pieczkowski to kandydaci do tego, by w przyszłości podążyć śladami Jerzego Janowicza czy Huberta Hurkacza. Młodzież zbiera doświadczenie w turniejach ITF i coraz częściej odnosi w nich sukcesy. W przypadku Pawelskiego (w grudniu i w lutym wygrał turnieje w Szarm el-Szejk) oraz Kaśnikowskiego (dziś triumfował w Monastyrze) widać to wyraźnie po awansach w rankingu. Kielan też dwukrotnie w tym roku grał w finałach imprez ITF, Pieczkowski z kolei tydzień temu dotarł do półfinału w Monastyrze. Dziś w Tunezji cieszył się z kolei Kaśnikowski. Od turniejów ITF do challengerów. Wielki postęp Maksa Kaśnikowskiego Tenisista z Warszawy w poprzednim roku poczynił olbrzymie postępy, które dały mu wielki awans w rankingu ATP. Zaczynał tamten sezon w okolicach tysięcznego miejsca, kończył - już z w TOP-400. Zresztą już latem mówił, że taki jest jego cel - by dostać się w te okolice rankingu, a później próbować sił w kwalifikacjach challengerów. Wygrał jeden turniej ITF M15 (we Wrocławiu), w czterech innych przegrywał w finale. Gry w challengerach spróbował w listopadzie w Kanadzie, ze znakomitymi efektami. W Calgary przebrnął przez eliminacje, później wygrał trzy kolejne starcia, m.in. ze 118. na liście światowej, kiedyś triumfatorem Wimbledonu w deblu, Vackiem Pospisilem. Przegrał dopiero w półfinale, a po 23 godzinach grał już eliminacje w challengerze w Drummondville, mieście oddalonym o... 3,5 tys. km! Je też przebrnął, dopiero w drugiej rundzie przegrał z Michaelem Mmohem, zawodnikiem dziś z czołowej setki, niedawnym pogromcą Alexandra Zvereva w Australian Open czy Denisa Shapovalova w Delray Beach. Kaśnikowski zaś zrobił sobie dłuższą przerwę - wrócił na kort na początku lutego, zagrał w meczu Japonia - Polska w Pucharze Davisa. Przegrał jednak z Kaichi Uchidą, choć wynik tego starcia nie miał już żadnego znaczenia, bo odbywał się przy stanie 0-3. Kolejne występy przypadły na dwa turnieje ITF w Monastyrze i pokazały, że 19-latek staje się powoli gotowy do gry w lepszych turniejach. Tydzień temu dotarł do ćwierćfinału, w tym tygodniu okazał się najlepszy. Polak przeszedł przez finał w Tunezji jak burza. Drugi set do zera! W drodze do finału Kaśnikowski przegrał trzy sety, ale nie można powiedzieć, by w którymś z czterech spotkań był zagrożony. Podobnie zresztą wyglądała sytuacja w finale, w którym rywalem tenisisty z Warszawy był reprezentujący Monako Lucas Catarina. Rywal dobrze jednak zaczął to spotkanie, wygrał pierwszego gema, a w drugim miał dwa break pointy. Kaśnikowski obronił się jednak, a kolejnych podobnych szans już niżej notowanemu rywalowi nie dał. Na dodatek przełamał go w trzecim gemie, a później już "pilnował" swoich serwisów. Wygrał więc 6-4. W drugim secie Polak nie dał już rywalowi żadnych szans, a wpływ na to mógł mieć pierwszy gem, w którym Catarina obronił cztery break pointy, ale piątego już nie dał rady. Kaśnikowskie wyprowadzał kolejne ciosy, doprowadził do stanu 5-0 i serwował. I tylko wtedy gracz z Monako mógł ugrać honorowy punkt w tym secie, ale nie wykorzystał dwóch szans na przełamanie. Po 85 minutach Kaśnikowski wygrał 6-4, 6-0. Kolejny awans Maksa Kaśnikowskiego. Czas na challengery? Ta wygrana da Polakowi kolejne 15 punktów do rankingu ATP - zostaną one doliczone w poniedziałek 6 marca. Wtedy Kaśnikowski powinien być w okolicach 350-360. miejsca w światowym rankingu. Jeśli wszystko dobrze się ułoży, za tydzień Polak będzie mógł spróbować swoich sił w eliminacjach do challengerów. Zgłosił się bowiem do nich w meksykańskim Puerto Vallarta (jest piąty na liście oczekujących) i szwajcarskim Lugano (14. wśród oczekujących).